Translate

Czarna dziura c.d.



Artykuł bezdyskusyjny.
Przed rokiem pisałem esej „Apetyt na surowe”.  Pisałem po latach poszukiwań, na podstawie znalezisk i własnych wniosków.  Wyszedł z tego proces przetwarzania surowego mięsa przez zalepianie w surowej a rozmoczonej glinie do „dojrzewania”, aby mięso skruszało.  Zaprezentowałem Czytelnikom efekty, znaleziska skruszałego mięsa do spożycia na różnych etapach tego procesu z przeterminowanym mięsem „czarnym kamieniem” włącznie.  Wróciłem do tematu w „Komiksie – mięso surowe a dojrzewające” przed miesiącem.
Powtórka materiału pozwoliła mi zweryfikować własne spostrzeżenia i kontynuować temat skamieniałości białek w znaleziskach.  Te czarne białka zalegały w głowie, udało mi się nawet wydzielić kilka białkowych prowokacji.  Bo jako człek prosty a nieuczony byłem ciekaw, co działo się w tych kamieniach przez prawie pół miliona lat.  Zachodziły w nich zmiany (procesy), które musiałem sobie wytłumaczyć i powiadomić o tym społeczność międzynarodową.

I przepraszam, ale jestem przerażony tym, co przyszło mi do głowy po tych publikacjach.
- że ten czarny kamień jest kolejnym sztucznym kamieniem, od początku do końca przetworzonym przez Homo erectusa tak, jak tłuszcze i sosy po przetopieniu, skamieniałe przez następne setki tysięcy lat.
- że mam do czynienia z kamieniem (minerałem) nieznanym nauce.  Nie znany jest jego skład chemiczny, właściwości fizyczne i elektryczne, budowa krystaliczna i przydatność do zastosowań.
- że jest minerałem rzadkim, nie występującym nigdzie indziej na Ziemi ani w Kosmosie.
- że nikt tego kamienia nie zauważył i nikogo to nie zainteresowało.

I nie mam tu pretensji do Czytelników.  Temat, którym się zajmuję jest tak odległy i oderwany od otaczającej rzeczywistości (współczesności), że nie mogę od Was wymagać dogłębnych przemyśleń czy refleksji.  Ale coraz częściej czytają mnie uczeni, sami lub we własnym gronie, często ze studentami (wiem ze statystyk strony) i nikogo nie skłania to do pytań.  Skłania jedynie do odżegnywania autora od czci i wiary zamiast do drążenia tematu.
Może czekają aż się wypsztykam, aż napiszę wszystko i nic mi już nie pozostanie do napisania.  Czekają na słowo KONIEC, na GOTOWE ale po próżnicy.
Jestem samo napędzającą się maszyna do pisania, bo problemów do rozwiązania nie ubywa tylko przybywa.  Z kolejnych znalezisk wynikają następne spostrzeżenia, następne wnioski i następne eseje.  A rzeczy odłożone bez badań – dotkliwie odczuwam brak aparatury badawczej – tym bardziej zalegają w głowie, żądają wyjaśnień, choćby domysłów – byleby logicznych a trafnych.  Znaleziska to twarde kamienne dowody i wymagają jasnych i jednoznacznych wniosków.  A jak widać z kontynuacji, muszę sobie radzić bez aparatury i radzę.  To tylko dodatkowy wysiłek umysłowy i nic to dla mnie, skoro panuję nad tematem.  Ale dystans rośnie. 

Ten dystans to dysonans pomiędzy tym, co już wiem i mam jeszcze w znaleziskach a tym, co wiedzą uczeni, bo ci nie mają nic.  Puste ramy wytyczone przez naukę wypełniam fotografiami znalezisk i opisami, treściami.
Bez względu na to, co nie myślą uczeni;

Powstaje obraz naszego przodka, jego życia, środowiska i zwyczajów.

Powstaje w głowach tych, którzy potrafią jeszcze myśleć.  A tych Czytelników przybywa w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Francji nawet w Japonii.  Że o Polsce nie wspomnę, wszak opisuję naszą historię i nie mam się czego wstydzić, nawet jestem z tego bardzo dumny.  Rzesza Odbiorców rośnie, dystans do świata nauki też. 
Nowe dziedziny nauki:
- życie Homo erectusa,
- materiały i technologie paleolitu,
zyskują nowych odbiorców i anonimowych zwolenników.

Tylko jak zapędzić uczonych do myślenia, skoro czarne dziury są w ich głowach, wchłoną wszystko, co im się przedstawi, co położy im się przed nosem.  Nie wydalą z siebie NIC.  Bo taka postawa jest im wygodna.  Z braku znalezisk trzeba bronić tego, co jest na papierze.  Nie potrzeba żadnego wysiłku, nigdzie nie potrzeba się ruszać ani czegokolwiek robić.
Na stronach tej książki upraszałem się o honory, były potrzebne, aby ruszyć z miejsca sprawy Homo erectusa, o działania ochronne.  Kiedy ogarnąłem temat od początku do końca, sam się uhonorowałem.  Okazało się, że żadne instytucje ani autorytety nie są mi do tego potrzebne, bo są daleko w tyle.  Oni nie mają pojęcia o czym piszę.  A dystans rośnie. 

Czasy się zmieniają, Świat gna do przodu.  Nie zmienia się jednak postawa tych, którzy wiedzą już wszystko.
Papier wychodzi z użytku, oni jeszcze o tym nie wiedzą.  Publikacje i książki można już pisać bezkarnie w Internecie do ich wspaniałomyślnej wiadomości i akceptacji.  Tylko, że ta akceptacja nikomu nie jest już potrzebna a ich wiedza jest zamknięta na papierze.  W Internecie dostęp jest powszechny i nieograniczony a akceptacja indywidualna i wybiórcza.

Napisałem dostęp powszechny i nieograniczony, myliłem się.
Serfując po Internecie napotykam na przeszkody: na strony odpłatne, subskrybowane a nawet na dostęp za specjalnym pozwoleniem.
To tajemnice, o których zwykły śmiertelnik nie ma prawa wiedzieć.  A dotyczą stron wydawnictw, instytutów naukowych, zbiorów bibliotek naukowych itp.  Mam tu na myśli materiały historyczne a nie dotyczące spraw strzeżonych licencjami i patentami.
I tu jest pies pogrzebany – pogrzebany jest USTRÓJ i DOSTĘP do NAUKI.
Nie jestem absolwentem prawa autorskiego, piszę na swoich stronach;
- Prawa autorskie zastrzeżone – i rozumiem to jako zakaz publikacji moich tekstów lub fragmentów bez wskazania autora a wykorzystanie w celach zarobkowych musi być uzgodnione i odpłatne lub nie.  W naiwności swojej udostępniam wiele lat badań w terenie, zebrane materiały, opisy i wnioski do wiadomości publicznej bez żadnych ograniczeń.
Anachroniczny ustrój oparty na autorytetach i tajemnicach prowadzi … no właśnie, dokąd?  Dostęp do wiedzy, to dostęp do władzy.  Wystarczy poprowadzić za rękę przywódcę. To śmierdzi mistyką i czarno to widzę.  Bo zawsze znajdowali się mądrzejsi od pozostałych, którzy poświęcali innych; setki, tysiące i miliony.
W dobie Internetu nauka dyskredytuje samą siebie.

Największych odkryć w historii dokonywali przypadkowi ludzie w piwnicach i w garażach, z daleka od uczelni i uczonych.  Ludzie, którzy nie wkuwali dat, regułek ani wzorów, którzy wierzyli we własny ogląd Świata.  Jeśli potrzebowali coś wiedzieć, podłożyć coś pod głowę, to wiedzieli, po którą księgę sięgnąć, i na której stronie jest to, co ich interesuje.
Jak widać z powyższego, to akurat się nie zmienia.

Moi uczeni koledzy zatrzymali się w miejscu z papierem w ręcach, co mogą z nim zrobić?  Podpowiadam; ozdoby na choinkę, bo zbliżają się Święta.
Tytuły naukowe i honory, nie obronią nikogo przed głupotą ale świetnie wyglądają na choince.  Dobrze jeśli są podstawą, punktem wyjścia do myślenia.   Ale jeśli są tylko pewnością siebie, to są tylko analfabetyzmem wykształconym.
System kształcenia oparty na powtarzaniu wiedzy z książek produkuje papugi a wykształcone papugi kształcą kolejne pokolenia papug i nie może być inaczej, bo na myślenie miejsca tam nie ma.  Uczone a dyspozycyjne papugi w zasięgu władzy udowodnią wszystko, czego władza potrzebuje.
Premiowane jest powtarzanie za książkami, miejsca na refleksję nad nowym też  tam nie ma. 

W podtytule tekstu wykluczam dyskusję, bo prezentowane przeze mnie znaleziska są artefaktami.  Co więcej starałem się prezentować po kilka przykładów ilustrujących działania naszego przodka, bo były działaniami zamierzonymi a efekty tych działań były powtarzalne.
W chmurze wiszą nad uczonym głowami nieznane minerały, dzieła sztuki i wynalazki Homo erectusa.  Te znaleziska i artefakty nie są przebadane ale są  BEZDYSKUSYJNE, BO SĄ!  A kontekst?  Kontekst (historię i zdarzenia) zmyślam, przecież muszę je sobie wytłumaczyć.

Myśleć!  Myśleć, to nie boli!  Zapraszam, … zapraszam na ciąg dalszy swoich zmagań z wiatrakami, będzie ciekawie, tragicznie i smieszno (tłum. śmiesznie).
Bo wiem, że trafiłem w czarną dziurę, niby w próżnię.

A dla myślicieli premia, seria znalezisk na temat a niepublikowanych.

fot. 1.  Takie kawałki kamieni są wskazówką, że w pobliżu jest magazyn mięsa surowego zalepianego w glinie do dojrzewania.  I to między nimi można odnaleźć kolorowe porcje mięsa dojrzewającego rozbite po różnym czasie dojrzewania a nawet przeterminowane, czarne bez struktur.  Ten kamień eroduje (utlenia się na powierzchni) ale nie do końca.  W środku pozostaje czarny.

fot. 2.  Porcja rozbita współcześnie, w odłupaniu widoczny fragment przyklejony do gliny.  W przełomach gliny widoczne nasycanie ścianek oblepienia płynami (chemią) z zawartości.  Takie coś zdarzyło się w porcji mózgu ("Myślący kamień").  Galaretowata porcja mózgu przeniknęła do oblepienia i podczas otwierania została rozerwana.


fot. 3.  Wyjątkowo urodziwa porcja z przed pół milion lat, glina odłupana współcześnie (przed rokiem), zawartość czarnego kamienia zerodowała na powierzchni.








fot. 4 - 10.  Inne przykłady tych znalezisk, wśród nich oklejane gliną wielokrotnie (wielowarstwowo).
P.s. A tak na marginesie aktualnych wydarzeń na Dolnym Śląsku - to kompleksu „Riese” nie ma.  Bo nie znaleźli go uczeni tylko pasjonaci.  Nawet, jeśli się dokopią, uczeni udowodnią, że to tylko beton i kamienie.  Przecież to będzie widoczne.  I coś w tym jest, wiem to po sobie, pokazuję i opisuję … tylko kamienie.  A dystans rośnie.

                                                             s. hab. Roman Wysocki
21.10.2015  Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.