Translate

Komiks - Formy do gotowania mięsa.



Albumy.
Uważni Czytelnicy wiedzą już, że na Facebooku założyłem stronę poświeconą Homo erectusowi.
Zrobiłem to, ponieważ poza aktualnymi publikacjami mogłem tam udostępnić zgromadzony zbiór fotografii „kamieni” zamieszczonych w książkach.  Zrobiłem to także dlatego, że podczas rozprowadzania ulotki byłem wielokrotnie pytany;
- skąd ty to wszystko wiesz,
- skąd ci to przyszło do głowy.
Odpowiadałem naiwnie, że to wszystko wychodzi, jak ułoży się tematycznie kilka kamieni.  Tematycznie i w porządku logicznym, w kolejności.  Zaznaczałem też, że ja je sobie w głowie poukładałem i napisałem, co trzeba.   Bo to wynikało ze śladów, kamienie same układały się w porządku logicznym, były wykonane celowo a pierwotnie wcale kamieniami nie były.
Odpowiadałem tak naiwnie jak rozpoczynałem tę pracę. 
Od pierwszych znalezisk upłynął już kawał czasu, to były odłamki krzemieni znajdowane po polach uprawnych.  Początkowo wcale nie zdawałem sobie sprawy z tego, co robię ani dokąd mnie to zaprowadzi.  Później zdarzyły się kamienie; pieczeń, żebro i filet.  Były tak różne pośród znajdowanych skamieniałości, minerałów i „świecidełek”.  To na nich odczytałem pierwsze ślady działania ognia i działalności człowieka, to cięcia odłupkiem i ślady czyszczenia ryby ze śluzu. 
Latami uczyłem się czytania kamieni, czytania ze śladów i po kilku latach zdałem sobie sprawę z tego, że penetruję obozowiska i siedliska naszego przodka.  Każdy kamień znaleziony w obozowisku mógł być potencjalnym znaleziskiem i artefaktem.  Znajdowałem wciąż nowe siedliska i na ich skupiałem swoje siły fizyczne i uwagę.  Działałem w przekonaniu, że robię dobrze choć niefachowo.  Robiłem to w bałaganie wielkim, bo ilość znalezisk rosła z każdym dniem.  Nie miałem magazynów, regałów czy pudełek.  Musiały mi wystarczyć torebki foliowe, worki i kartony, robiłem to przecież w domu.  Że o stosach kamieni na podwórzu nie wspomnę.
Okazało się, że na głowę zwaliła mi się lawina znalezisk i rad nie rad musiałem je opisać.  Zapamiętane znaleziska musiałem w tym bałaganie odnaleźć i przyporządkować.  Opisując kamienie opisywałem naszego przodka, wskazywałem na celowe i rozumne działania.  W tym czasie pochłaniałem trudno dostępną na wsi literaturę, wzmianki i artykuły.  Szukałem potwierdzenia swoich spostrzeżeń i nie znajdowałem. 
Co więcej, spostrzeżenia i wnioski różniły się znacznie od książek, od wiedzy i ustaleń uczonych.  Doprowadziło to do kompletnego rozdźwięku z oficjalnym stanem wiedzy, bo było to inne podejście do tematu a znaleziska zupełnie nowymi odkryciami.

Bo uczony to takie dyspozycyjne a interesowne zwierzę, że odkryje to, co mu każą i jeszcze mu za to zapłacą. 
Przykładem jest rzeka Bóbr, którą od tygodnia płyną ścieki, zrzut osadów dennych z zapory w Pilchowicach.  Ścieki spływają przez środek Parku Krajobrazowego Doliny Bobru, przez Obszar Natura 2000 Regionu V Nysa, i wszystko jest w porządku – taka jest ekspertyza uczonych.
Ta refleksja ma związek z pracami uczonych archeologów: szukali tego czego im kazali; na kości i odłupki nie zwracając uwagi na nic z otoczenia, na kamienie.  Przecież ci, którzy zlecali badania kazali szukać dzikusa, dwunożnego zwierza.  Podstawowy błąd w założeniach do badań był kultywowany przez setki lat.  Patrzyli na Homo erectusa przez pryzmat swojej ograniczonej wiedzy, wierzeń i zabobonów.

Aż na Ziemi Niczyjej zamieszkał odmieniec, nauczył się czytać kamienie i zwyobracał naukę, dokonał gwałtu na uczonych.
Rozdając ulotki spotkałem uczonego i archeologa;
- A wiadomo, co to jest.  Są tam chociaż krzemienie? – spytał, odniósł się do treści i ilustracji zawartych w ulotce.  Bo wiedza uczonych o przodku zaczyna się i kończy na krzemieniach.  Początek to i koniec, i wygoda wielka.

Uczonych satysfakcjonują tylko proste odpowiedzi.  Oceniają i identyfikują znalezisko na pierwszy rzut oka.  Wynajdują kamień lub kawałek skały nie biorąc nawet znaleziska do ręki, bez czytania szczegółów.  I słusznie, bo dziś jest to kamień lub skała.  I tu muszę uprzedzić Czytelników, że jak uczony nie widzi, co mu pokazuję lub nie rozumie o czym mówię, zwala wszystko na przypadek lub na Naturę a co gorsza sięga do pamięci, do zainstalowanych tam na stałe atlasów minerałów i skał.  A coś, co było kawałkiem mięsa lub chleba teraz jest kamieniem.  Teraz jest i twarde, i wcale nie łatwe w identyfikacji.  Ale pochodzi z siedliska Homo erectusa i trzeba się nad nim pochylić.
Żebym nie zapomniał - bardzo naiwna i pomocna uwaga dotycząca poszukiwań w siedliskach Homo erectusa ;
- jeśli kamień wygląda na coś, czego można się domyślać, to na pewno tym jest.  Na potwierdzenie trzeba go przeczytać, utwierdzić się czym był pierwotnie.  Nie potwierdzony można odrzucić.

Kamienie znajdowane w obozowiskach są tym, na co wyglądają (w rozumie).

Co więcej, uczeni widzą tylko to, o czym wiedzą.
Na widok fotografii porcji tłuszczu przetopionego w formie glinianej, zamieszczonej w ulotce, uczony zakrzyknął;
- O krzemień!
Nie widział oblepienia gliną przesiąkniętą tłuszczem i wypaloną.  Bo nie wiedział, że ten krzemień to przetopiony tłuszcz.  Krzyczał – krzemień - bo tylko tyle wiedział i tylko to zobaczył.

Teraz, palcem wiodący po ekranie można sobie poczytać kamienie w rozumie poukładać znaleziska po kolei wedle uznania i rozumienia szczegółów .  I mogą to zrobić zarówno uczone osoby jak i ignoranci, bezboleśnie i bez konsekwencji.
I tu zapodam przykład dla początkujących uczonych.  Przykład gotowania mięsa w formach glinianych ze wszystkimi konsekwencjami, bo były. 
Proces (technologię) opisywałem w książce na tych samych znaleziskach tyle, że ze szczegółami i zajęło mi to cały cykl esejów. 

Prezentuję komiks p.t. „Jak homo erectus garnki lepił”. 
Dawałem zwodniczy tytuł, nie mogłem napisać, że lepił formy do gotowania mięsa w żarze ogniska. Wtedy nikt by nie uwierzył ani tego nie przeczytał.
Obrazek 1, na którym prowokacyjnie przedstawiam pecynę (porcję) wyrabianej w dłoniach gliny.  I byłaby zwyczajną porcją gliny jakich wiele, gdyby nie to, że jest to glina wyrobiona, wysuszona i skamieniała.  Jest kamieniem z gliny ugniecionym pierwotnie przez naszego przodka.

Obrazek 2, z przedstawionego materiału nasz przodek wygniatał (usuwał wodę), formował w kształty potrzebne mu do lepienia plastrów.  Ich kształt zależał od kształtu i wielkości porcji mięsa do zalepienia.  Pierwsze plastry wygniatał w prostokąty lub okręgi, następne wygniatał plastry o kształcie odpowiednim do połączenia z poprzednim plastrem (wykonywał przy tym skosy technologiczne na brzegach!) i dla zalepienia dalszego kształtu, pokrycia całej masy mięsa.
Na obrazie porcje wyrobionej i ukształtowanej gliny, plastry do zalepiania.
Album - Znaleziska 9; glina spożywcza (?).

Obrazek 3, uformowany i ostatni plaster gliny zamykający formę.  Nie dociśnięty na brzegach odpadł a na stronie wewnętrznej pozostały ślady mięsa, krew.

Obrazek 4, to porcje mięsa lub tłuszczu zalepionego w glinie – formy - widoczne na zdjęciach formy surowe, wysuszone lub wypalone.
Album - Znaleziska 10, mięsa i tłuszcze w formach.

Obrazek 5, to fragmenty rozbijanych po gotowaniu form do gotowania mięs lub wytapiania tłuszczu.  Także rozłupane współcześnie lub popękane w deszczu, w ognisku, w czasie gotowania.
Album - Znaleziska 11, fragmenty form.

Obrazek 6, to kamienne dziś a pierwotnie galaretowate porcje gotowanego mięsa albo porcja przetopionego tłuszczu, cel główny tej technologii.
Album - Znaleziska 12; mięso gotowane.

Obrazek 7, to produkty uboczne ale pożądane tej technologii, to tłuszcze i sosy pozyskane podczas gotowania.
Album - Znaleziska 14; sosy i tłuszcze.

Obrazek 8, to konsekwencje, skutki nie przestrzegania technologii, nieuwaga i zaniedbania.  To mięso przypalone lub spalone w formach, skutki pęknięć form w ogniu, pozostawienie form w ognisku i.t.p.
Album - Znaleziska 14, mięso spalone.

Przedstawiony na fotografiach ciąg zdarzeń jest ciągiem logicznym, celowym i jedynym w swoim rodzaju, bo NIEPODWAŻALNYM !
I wiara ani zabobony nie mają z tym nic wspólnego, są to epizody z życia (fakty) zapisane własnoręcznie w kamieniu przez naszego przodka.  Pozostawił po sobie twarde dowody swoich myśli i zdolności do akceptacji uczonych.  Ale one nie pasują im do ich prymitywnego oglądu Świata.  Dostali Świat czarno-biały, zero-jedynkowy.  Ten Świat był przedtem analogowy, miał swoje wzloty i upadki.  Czas im zacząć próbkować, poznawać jego odcienie, bo piki są tam, gdzie się ich wcale nie spodziewają.
Bo Ziemia jest płaska i każdy to widzi, no chyba, że wychyli się zanadto - uwaga na głowę!

P.s. Wiem, zbyt wiele poświęcam uczonym kosztem spraw ważnych a transcendentnych.  Poprawię się, bo wiem, że nie są tego warci.

                                                   s. hab. Roman Wysocki
17.08.2015 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.