Translate

Góra mięsa.



Góra mięsa pod górą lodu.
Czytelnym przykładem mojego rozumienia znalezisk jest duża porcja surowego mięsa porzucona podczas dzielenia.    Dziś skamieniała o wadze ok.5-6 kG, to góra mięsa, którą musiałem dźwigać przez góry.
Lemiesze wyorały ją z głębokości 30 a może 50 cm i wyrzuciły na powierzchnię uprawy.  Nie robię fachowych wykopów z suwmiarką w dłoni, muszę zakładać,  zgadywać głębokość rozpołożenia kolejnych okresów i warstw kulturowych. Zera w datowaniu muszę mnożyć, jako że nie mam odpowiedniej aparatury badawczej.   Miejsca znalezisk na mapie nie znaczę, bo nie mam GPS-a, pozostają w pamięci choć z tą samą dokładnością, bo do kilku metrów.
Jako znachorowi musi mi to wystarczyć i wystarcza.

fot. 1.  Bardzo duża bryła skamieniałego mięsa, szynka wykrojona z bardzo dużego zwierza.  Z lewej strony widoczne nacięcie krzemiennym nożem.  Tam też ubytki, odkrojone od góry plastry mięsa. 
Porcja porzucona 600-500 tys. lat p.u. przez następne dziesiątki lat pozostawiona na powierzchni, powoli pokrywała się warstwami ziemi a tym samym odcięta od działania powietrza, poddawana była działaniu wód gruntowych i krzemionki.
Piszę o okresie 600-500 tys lat, bo wtedy to mięso biegało jeszcze po sawannach a obrzeża sawanny obficie porośnięte były kukurydzą.    W  następstwie postępującego ochłodzenia 350 tys. lat p.u. ziemia (grunt) zamarzał a w nim zalegała skamieniała już bryła mięsa.   Lądolód szlifował skamieniałe już mięso, do tego czasu musiało  upłynąć 200-300 tys lat.  W apogeum zlodowacenia ok. 300 tys. lat p.u. granica lasów znalazła się na północnych krańcach Afryki, na południowych wybrzeżach Morza Śródziemnego a masa lądolodu przedarła się pomiędzy Sudetami a Karpatami na południe aż na Równinę Węgierską.
Wtedy to nasza porcja mięsa była kamieniem wmarzniętym w ziemię, a ziemia była przemarzniętą na głębokość kilku metrów.   Ściana lądolodu w pierwszej kolejności zagarnęła warstwę ziemi pokrywającą nasz przykład.    Kolejne ruchy lądolodu w drodze na południe, to w tym miejscu zsuwanie masy lądolodu doliną i wąwozem w dół do zamarzniętej rzeki Bóbr.  Wystający z gruntu fragment kamienia (wskazana płaszczyzna była ustawiona pod kątem) był szlifowany przez podstawę (spód) lądolodu.   Właśnie to pokazuję na fotografiach.

fot. 2.  Widok z boku.  Widoczne wielokrotne cięcia dla odcięcia przez całą grubość.  Widoczne ciemne punkty i plamy, wypływy krwi z przecinanych naczyń krwionośnych.
Kamienie można czytać jak książki, to wcale nie jest trudne.
Trzeba odczytywać ślady, aby dotrzeć do procesów i zdarzeń, aby w końcu móc je datować.  Szkiełko i oko, i wagon aparatury pomogą ale nie zastąpią wiedzy i doświadczenia.   Czytajcie książki i kamienie, to się opłaca!  Doświadczenia nie kupicie ani nie nauczycie się z książek.  To się nazywa „opatrzenie” w materiale i tego możecie nauczyć się sami, nawet na moich przykładach.
fot. 3.  Widoczne cięcie i odkrojony ubytek, cienki plaster, porcja w sam raz do usmażenia na kamieniu w ognisku.  Jak widać mięso po krojeniu zasklepia się a po prawej skleiło się na całej długości.
Mój kamień byłby tylko kamieniem a nie znaleziskiem, gdybym nie dopatrzył się w nim śladów działań naszego przodka.  Został artefaktem, bo zauważyłem na nim ślady czynności wykonywanych przez Homo erestusa.  Tymi czynnościami były ślady nacięć krzemiennym nożem charakterystyczne dla dzielenia mięsa na porcje.
Nasz przodek własnoręcznie podpisał ten kamień krzemiennym nożem.
fot. 4.  Kamień wystający z zamarzniętej ziemi szlifował lądolód.  Widoczne uwarstwienie mięsa mięśniami.
Powierzchnie boczne porcji były krojone a powierzchnie przekrojów zasklepiały się.  Tego też trzeba się nauczyć, bo mięso po przekrojeniu zasklepia się i wygląda to inaczej od szlifu lądolodu lub przełomu ubytku.  Powierzchnie cięcia są gładkie i ta gładkość jest inna dla szlifowania czy przełomu i wygląda inaczej. 
A co więcej cięcia różnią się od pęknięć tym, że powierzchnie cięte sklejają się nie pozostawiając szczelin i prezentowałem to w cyklu „Ślady jedzenia”.  Każde pęknięcie kamienia tworzy szparę nieuchronnie prowadzącą (rozszerzającą się) do rozłupania kamienia na części.
Trzeba nauczyć się rozróżniać, zauważać powierzchnie cięte, często cięte wieloma cięciami, bo krzemienny nóż był mały a przekrój znacznie większy.  Trzeba też rozróżniać przełomy i ubytki; stare i współczesne.  Tu wyróżnikiem jest erozja lub jej brak, ślady świeżego przełomu, to czyste mniej lub bardziej krystaliczne i drobnokrystaliczne  powierzchnie.
fot. 5.  Współczesny ubytek, widoczna drobnokrystaliczna struktura kamienia w miejsce włókien mięśni, to efekt wtórny - krystalizacji krzemionki w tkance mięsnej.
Duże, wielokilogramowe bryły mięsa trudno było gotować w formach glinianych.  W swoich badaniach doszedłem do tego, że były zalepiane w glinie na dużym płaskim kamieniu, wraz z tym kamieniem wstawiane w pobliżu ognia do wysuszenia gliny, potem wstawiane do ognia w żar ogniska do gotowania.  Niezbędne też były otwory lub zawory do odprowadzenia nadmiarów ciśnienia, aby forma nie została rozsadzona.  Duża wielkość bryły mięsa bardzo komplikowała proces gotowania a wyniki były ryzykowne.
Dlatego nasz przodek dzielił duże bryły na mniejsze porcje, były łatwe do obłożenia wyrobioną gliną a czas suszenia formy i gotowania w formie był znacznie krótszy a wyniki przewidywalne.  Miał w tym wprawę. 
Cały proces, nawet gotowania mniejszych kawałków trwał od ½ godziny do kilku godzin.  Dlatego pierwsze porcje, po odkrojeniu od bryły, układał na rozgrzanym kamieniu w ognisku, aby je tam upiec i nasycić pierwszy głód po kilkunastu minutach smażenia.  Teraz mógł spokojnie rozłożyć pracę na dalsze godziny, tym bardziej, że gorące mięso lubił pogryzać świeżo pieczonymi gorącymi plackami lub chlebem.  A te też trzeba było spreparować od początku do końca.

Czynności, które wykonywał, to była praca całej rodziny, całej społeczności po polowaniu a jej zwieńczeniem był wspólny posiłek.  To było mistyką integrującą grupę, rytuałem, który my znamy tylko od święta.  Nasz przodek musiał się nabiegać za zwierzyną, napracować nad przetworzeniem mięsa a smaczny i syty posiłek oraz błogie lenistwo były najlepsza za to nagrodą.

Co ja gadam, dziś wyroby świąteczne kupuje się gotowe a ich spożycie nie jest uciechą tylko wybrzydzaniem.  A na co dzień w stresie, byleby szybciej; witajcie wrzody i otłuszczenie.
fot. 6.  Skamieniały fragment mięsa z kością obgryziony po czym obtoczony przez lądolód (gdy skamieniał);
1 -  Skamieniały fragment tłuszczu na kości.
2 - Cięcie z góry do dołu, wgłąb aż do kości, miejscami cięcie (mięso) sklejone.
3, 4 - Kolejne płytsze cięcia, cięcie 4 sklejone ale widoczne.
5 - Fragment skamieniałej kości widoczny po obtoczeniu przez lądolód.
Na deser mam dla Was coś małego ale bardzo cennego.
Pisząc cennego mam na myśli wiek a nie wartość eksponatów, przecież są bezcenne.
Jest to fragment mięsa z kością sprzed 1,5 mln. lat.  Wiek znaleziska określam na podstawie stanu skamieniałości kości, jest mineralizowana.  To znaczy, że węglan wapnia, z którego zbudowane są kości uległ wymianie i dziś jest zwartym piaskowcem.  Proces polega na tym, że węglan wapnia z upływem setek tysięcy lat rozkłada się, kość gnije a ubytki materii zastępują ziarna piasku (kwarcu).  W moich zbiorach jest to drugie lub trzecie tak stare, jedno z najstarszych znalezisk w Polsce.  Takie artefakty znajduję raz na kilka lat.  Ten też jest  podpisany przez Homo erectusa, to trzy cięcia odłupkiem aż do kości dla łatwiejszego odgryzienia mięsa od kości.
fot. 7.  Widok od strony kości.  Ni to kość, ni to piaskowiec - zmineralizowana kość i niech tak zostanie, bo to efekt wtórny;
1 - Kość.
2 - Mięso widoczne po obtoczeniu przez lądolód.
Porcja była uformowanym kawałkiem mięsa z przylegającym fragmentem kości, mięsem z kością zalepionym w mokrej glinie i pozostawioną na miesiąc lub dwa do samoistnego naturalnego „dojrzewania”.  Po tym czasie była wyłupana z zaschniętej gliny i spożywana przez naszego przodka.  Porzucona, niedojedzona do końca (do kości) porcja była po milionie lat obtoczona i oszlifowana przez lądolód.
Wymiana materiału kości, nie jest jedynym procesem dotyczącym fosylizacji kości.  Jest nim także działanie płynnej krzemionki i jej nasycanie szczątków w tym także kości.  A objawia się to w wyglądzie kości.  Węglan wapnia nasycony krzemionką wygląda jak porcelana o zabarwieniu białym do ciemno żółtego, jest to widoczne szczególnie w przełomach (na fragmentach kości).  I możecie je zobaczyć na fotografiach, na zachowanych fragmentach kości czaszki w eseju „Nie tak miało być” i w następnych ten na temat.

Prowadząc Czytelników pośród kamieni muszę zastrzec, że eksponaty prezentowane na fotografiach nie są ani kategoryczne, ani jednoznaczne. 
Tak jak miąższ trzciny cukrowej w eseju „Słodki kamień”.  Kamienie mają wiele przedstawień w zależności od czasu i warunków przechowywania.  To znaczy, że skamieniałość tej samej substancji mogą wyglądać zupełnie inaczej po wielu setkach tysięcy i milionach lat.  
Ostateczne wnioski wynikają z wielu spostrzeżeń, z oglądu i badania znalezisk.  Ugryźć ani spróbować się tego nie da.  W moich warunkach zbadać tego nie mogę a uczeni wcale się do tego nie garną.

A to, że moje znaleziska nie są przebadane przez fachowców, to ustawia uczonych w bardzo wygodnej sytuacji, mogą być sceptykami aż do bólu.  Uświadomiłem sobie, że robią to celowo, dla własnej wygody bronią straconych już pozycji.
Mogą być zadowoleni z siebie tylko, że jest to postawa i komfortowa, i głupia.
Oj, będzie kupa kamieni … i kupa śmiechu.

Foto autor                                  Roman Wysocki
25.05.2015 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.
czarnyroman@hotmail.com