Translate

Erozja.



Erozja wczoraj, dziś i zawsze.
fot. 1.  Podpis praprzodka, a co na to uczony grafolog ?
„Przewodnik” zaklinałem sam siebie, że będę konsekwentnie opisywał kamienie centymetr po centymetrze ale z kolejnych centymetrów wynikały nieuchronnie nowe spostrzeżenia.  Klimat i środowisko naszego przodka, a i on sam zmieniał się to na lepsze, to na gorsze, co kilkaset tysięcy lat.
Musiałem dzielić się nimi z Czytelnikami na bieżąco, to były konsekwencje wcześniejszych przemyśleń o cywilizacji i niejako wpisywały się w tom pierwszy.  Bo przez cały czas mam do czynienia z nowymi znaleziskami i nowymi spostrzeżeniami.  Ale aktualizacje wcześniejszych publikowanych już esejów byłyby nowym bałaganem, poza skupieniem i rozumieniem Czytelników.
Nie znajduję innego rozwiązania, jak kontynuacja „Przewodnika” a edycję III-go tomu zbudować systematycznie i chronologicznie; całościowo ale ze szczegółami.  To znaczy, że do końca opracowywania znalezisk i  „Przewodnika”, przez rok albo i dwa będę musiał chodzić z następną książką w głowie.
Bo wyszło na to, że sam jeden muszę napisać podręcznik historii.  Nie mam innego wyjścia.  Ale czy to kto słyszał, żeby prosty technik pisał podręcznik historii i to nie tylko dla publiczności ale i dla uczonych?  Bez ich udziału i jakiejkolwiek pomocy, bo żaden z nich nie zna Homo erectusa, tak jak ja.  Wszystko jasne, znowu wypadło na mnie, taki żywot pioniera.
fot. 2.  Bardzo duża skamieniała porcja gotowanego mięsa.  Widoczne na całej powierzchni pory.  To ślady pary wodnej uchodzącej z gorącego mięsa, widoczna też erupcja pary i eksplozji tłuszczów w miejscu pęknięcia formy do gotowania.

Zanim ego mnie się rozpęknie, zajmę się kolejnymi drobnymi odkryciami.  Czyli, że wskażę Wam to, na co należy zwracać uwagę, i co w kolejnych przykładach piszczy, co nasz przodek ma nam do przekazania.
Bo w kamieniach na Ziemi Niczyjej nie należy dopatrywać się, co to jest?
Na to pytanie odpowie Wam każdy geolog.  W tych kamieniach trzeba dopatrzeć się tego, czym były przed setkami tysięcy lat, z czego i w jaki sposób powstały?
Bo tego dowiecie się ze szczegółów; nacięć, otworów małych i dużych, fałd materiału, różnic w kolorach i fakturze powierzchni, rysunku na powierzchni i wyglądzie przełomów lub ubytków.  Wśród nich znajdziecie podpisy naszego przodka, to cięcia i nacięcia odłupkiem lub siekierą krzemienną, to ślady palców i zębów.  Znajdziecie ślady stosowanych przez niego i tylko przez niego technologii.  Znajdziecie wśród nich wyroby Homo erectusa wykonane przez niego od początku do końca.
I nie należy się przejmować reakcją uczonych, że to niemożliwe ani tym, że pukają się w głowy.  To ich głowy i to ich ból.
fot. 3.  Widok porcji od spodu.  Ciągłości pęknięcia brak, znaczy, że powstało tylko z jednej strony na łączeniu (sklejeniu) plastrów gliny.
A geologia?, spytacie.  Geologia to proces wtórny, który zachodził w nich przez setki tysięcy lat od ich powstania.  O ile geologia utrwalała, scalała je w kamień, to erozja niszczyła i zacierała te ślady.  Geologia (fosylizacja) i erozja idą pod rękę od początku świata.  Będą Wam towarzyszyć w polu, przy robocie.
Nie dajcie się zwieść i dam Wam na to kilka przykładów.

W czasie zbioru mam do czynienia ze stosami dużych kamieni.  Leżą na obrzeżach pól uprawnych lub w ich pobliżu.  To kamienie znalezione przez rolników w czasie uprawy.  Znalezione i usunięte z pola, aby nie niszczyły sprzętu rolniczego.  Już z daleka widać, że są szaro brudne i nieczytelne a na dodatek często są obrośnięte mchami i porostami.  Rok albo i dwa, i nic na nich nie widać.  To niszczące działanie warunków klimatycznych, działanie wysokich i niskich temperatur, w słońcu i na mrozie.  Dopóki zalegają w ziemi nic im nie grozi, to dostępny dla nas i bywa, że czytelny dla nas depozyt.  Ale wydobyte na powierzchnię niszczeją pod wpływem erozji naturalnej. 
Nie zaszkodzi jednak zaglądnąć także do tych kamieni ale to na końcu zbioru, żeby ich przez cały czas nie dźwigać – one ważą!

Podniosłem porzucony w krzaki kamień, zabrudzony ziemią, porośnięty mchem ale w odsłoniętych fragmentach ukazywała się powierzchnia pokryta malutkimi dziurkami.  Od razu odezwał się mój patolog od kamieni, zakrzyknął on – O! gotowane mięso!
Porcja jakich mam wiele i już je prezentowałem Wam w cyklu „Jak Homo erectus garnki lepił”.  Te gęsto rozmieszczone dziurki to otwory, którymi para wodna gwałtownie wydostawała się z gorącej porcji mięsa, wyjętej z gorącej rozbitej formy.  W formie gotowało się mięso we własnej wodzie i tłuszczach, w sosie własnym i w wysokiej temperaturze 250-300 st.C. pod dużym ciśnieniem w środku.  Formy po ugotowaniu w nich mięsa były rozbijane zaraz po wyjęciu z żaru ogniska albo po kilkunastu minutach, po wystudzeniu.  Porcje różniły się od siebie i zaznaczałem to w eseju, w opisach każdego prezentowanego kawałka gotowanego mięsa.  Odróżniałem i opisywałem je jako wyjęte z gorącej formy lub wyjęte z formy po ostygnięciu.
fot. 4.  Dwa skamieniałe kawałki wątroby pocięte do smażenia na kamieniu w ognisku.  Przysmak Homo erectusa i następców, prymitywnych myśliwych, do zjedzenia na surowo, na ciepło zaraz po zabiciu ofiary.  W skamieniałości utrwalony naturalny kolor wątroby po kilu godzinach; szarobeżowy.  Smakosze nie zobaczą tego w sklepie.  Wątroba naszpikowana związkami azotu czernieje tygodniami na ladzie chłodniczej.
Porcja nie była tak ładna jak te, które prezentowałem na zdjęciach.  Zatraciła swój jasno czerwony/różowy kolor i już byłbym ją wyrzucił, tak zerodowaną (wyblakłą) miała powierzchnię.  Bo barwy na powierzchniach zewnętrznych kamienie tracą w pierwszej kolejności.  Ale ogarniając kamień dłonią zauważyłem wyróżniający się szereg dziurek.  Ki czort?, pomyślałem i wrzuciłem znalezisko do torby nie zważając na wagę (3,3 kG).
Porcja była uformowana i zalepiana w glinie, następnie wkładana do ogniska w technologii właściwej dla gotowania dużych porcji mięsa.
To znaczy, że po uformowaniu obłego kształtu, obcięciu wystających fragmentów mięsa, została ułożona na płaskim kamieniu z przygotowanym podłożem (plackiem) z wyrobionej gliny.  Po ułożeniu na podłożu po bokach porcji doklejane były kolejne „placki” wygniecionej gliny i tak do góry, i z wierzchu, aż cała została szczelnie oblepiona gliną.  Taka konstrukcja wraz z kamienną płytą wstawiona została do ogniska, najpierw obok żaru do wyschnięcia, była obracana wraz z płytą do wyschnięcia i do zmiany barwy gliny.  Później, po wyschnięciu ze wszystkich stron, została wsunięta wprost do żaru, do gotowania.
W tej formie nie było zaworu ani otworu wentylacyjnego, trzeba było uważać, aby forma nie pękła.  I nasz przodek uważał pilnie; kiedy usłyszał huk pękającej formy, zobaczył chmurę dymu – wybuch tłuszczu w ognisku, wtedy natychmiast wygarnął „talerz” z porcją z ogniska.  Gdyby tego nie zrobił, zobaczył by to, co i Wy możecie zobaczyć w cyklu „Jak Homo erectus… - Przypalone gary” czyli spaloną, straconą porcję mięsa, którą rodzina już się nie pożywiła.

Opisuję to tak, jakbym przy tym był.  Bo gdybym przy tym był, nagrałbym te kilka sekund i umieścił na YuTube.  Ale, że mnie przy tym nie było, pozostaje Wam tylko fotografia i moment z życia naszego przodka wymyślony przeze mnie.
Wyraźny szereg większych otworów okazał się śladem gwałtownej erupcji pary wodnej i tłuszczów na linii pęknięcia, i w momencie pęknięcia formy w ognisku, ciśnienie rozsadziło formę z hukiem.  Ale powstała tylko szpara na wierzchu formy, od spodu nie ma ani śladu.  To znaczy, że forma pękła w najsłabszym miejscu np. na spojeniu dwóch plastrów gliny.  Na spojeniu (połączeniu) plastra bocznego z plackiem gliny ułożonym z góry.
Na szczęście, nie było ofiar w ludziach.

Opisany przykład, wygląd stanu powierzchni porcji, to przykład erozji postępującej ciągle i to na naszych oczach.
Ten kamień został tam wyrzucony dwa lata temu, kiedy to ja zbierałem „świeże”, wyorane przed chwilą porcje różowego gotowanego mięsa.
Dla mnie to kolejne odkrycie, kolejny sukces i kolejna opowieść..
fot. 5 i 6.  Skamieniała bułka, widok z wierzchu i od spodu.  Dobrze zachowana choć zapleśniała skóra wypieku .  Zawartość środka widoczna w ubytkach zgniła doszczętnie i tak skamieniała.  
Na procesy gnilne, na działanie grzybów i pleśni zwracałem Wam uwagę w obozowisku O-13, te działania odbywały się tam przed 350 ty. lat na bieżąco.   Kiedy te produkty spożywcze Homo erectusa były jeszcze świeże, zanim skamieniały.  Nie rozłożyły się doszczętnie czyli na nic.  Fosylizacja utrwaliła to, co po nich pozostało a ja wybieram to, co mogę jeszcze zaprezentować jako ilustrację tych procesów.
I pisałem o tym, kiedy opisywałem skamieniały mózg noworodka – „Nie tak miało być” – mózg zgniły w czaszce, później skamieniały a jeszcze później z tej czaszki wyłupany przez lądolód.
fot. 7 i 8.  Skamieniały bochenek białego (nie kukurydzianego) pieczywa.  Widok z góry i z boku (grubość do 7 cm.).  Widoczny przypadek, to zgniła i zniszczona skóra wypieku i dobrze zachowana zawartość (ciasto).  Jako znawca podziwiam rozdrobnienie surowca roślinnego na tarce lub rozcieraczu, podziwiam dobre wygniatanie z tłuszczem i wypiek w komorze. 
Najczęściej proces erozji organicznej (gnicia) spotykam w wypiekach naszego przodka.  Znajduję bryły kamienne w wyraźnej ciemno szarej lub brązowej powłoce.  Ta powłoka to wypieczona skóra ciasta a wnętrze zawiera scalony muł (skamieniałą papkę) ze zgniłego ciasta.  Domyślam się, że są to wypieki o małej zawartości tłuszczu albo wyrabiane zupełnie bez tłuszczu, z których tylko nieliczne skamieniały.  Większość pękała w grudki i rozsypywała się w proch.
Proces erozji i rozkładu materii na atomy trwa bez przerwy i od zawsze.  Ciągle trwa wymiana atomów w środowisku.  Tak jak ciągle trwa budowa nowych form materii i bytów z tych atomów.  Te nowe formy materii podlegają erozji już od chwili powstania.
A my jesteśmy tylko formą materii, jedną z wielu do zniszczenia przez erozję. Wyjątkową, bo przez chwilę zdajemy sobie z tego sprawę.

Foto autor                                            Roman Wysocki
21.05.2015 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.