Zaproszenie do czytania
kamieni.
Notacje Centrum.
Tekst przeniesiony z tomu I
„Homo erectus – cywilizacja” do tomu II „Homo erectus – przewodnik po
skamieniałościach”.
„wszystkie opisywane przez
Pana znaleziska są obiektami naturalnymi, pochodzenia geologicznego – po prostu
kawałkami kamieni lub skał. Nie mają nic wspólnego z działalnością człowieka –
ani homo erectusa, ani żadnej innej formy ludzkiej – nie są więc artefaktami.”
Cytowana przeze mnie opinia
jest fachową oceną prezentowanych przeze mnie znalezisk. Jest fachowa, bo wydzielona przez
wykształconego archeologa z wieloletnim stażem pracy.
To znaczy, że ostatnie
dziesięć lat poszukiwań, lata pisania i w sumie kawał ciężkiej roboty, to
wszystko na próżno. Ocena byłaby
sprawiedliwa, gdyby była słuszna. Ale
słuszna nie jest.
Jedyną pociechą jest fakt, że
Czytelnicy, ci nie znający się na rzeczy – do których adresowana jest książka –
zakładają, że znam się na kamieniach i wiem o czym piszę. Przecież to tylko książka popularnonaukowa,
jest to tylko mój punkt widzenia i to nie moja wina, że jedyny zawieszony w
naukowej próżni, jaka otacza naszego przodka.
W cytowanej opinii uderzyło
mnie słowo „wszystkie” – generalizacja, którą mogę tłumaczyć sobie, że z
prezentowanych i opisanych znalezisk koledzy uczeni nie odczytali NIC
przekonującego.
To znamienna w Polsce
marginalizacja prowadząca do zajadłych ataków na cudaka. Środowisko jest skłócone i zacietrzewione,
obcy zabierający głos, to doskonały cel integrujący wszystkich od magistra do
profesora. Tym bardziej, że lekkie
traktowanie poważnego tematu dyskwalifikuje autora.
Nie mam stosownego
wykształcenia ani zawodowego zadęcia, tytuł „znachora” jest przeze mnie
zasłużony, ciężko zapracowany i …wystarczający. Traktuję
też opinię jako prowokację do skutecznych działań. Muszę porzucić kontynuację tematu na rzecz
podręcznika czytania kamieni. Nie mam
innego wyjścia choć zdaję sobie sprawę, że zdyskredytuję do reszty świat
naukowy a sam siebie skażę na banicję i wykluczenie z debaty.
Pocieszające jest jednak to,
że Czytelnicy nic na tym nie stracą a ja napiszę, co mam do napisania później,
co najmniej za rok.
Dla mnie, zawodowca biegłego
w czytaniu kamieni, to rok stracony.
Powrócę do tematu cywilizacji, bo kilka esejów nieopatrznie znalazło się
już w publikacjach. I te są
najczęściej czytane.
Chciałbym otworzyć uczonym
niewidome oczy ale przyczyna tkwi gdzie indziej, poza oczami. Nasz mózg kojarzy to, co widzą oczy z tym,
co już wie albo z tym, co chce lub musi wiedzieć. Nasze postrzeganie jest ograniczone wiedzą,
doświadczeniem i sztucznymi, bo kulturowymi i religijnymi ograniczeniami.
Jak nasze postrzeganie
przebiega w praktyce?
Uczona osoba ogląda
zamieszczoną fotografię, w drugiej kolejności czyta opis pod fotografią i w
następnej kolejności odniesienia (opis zjawiska) w tekście.
Fotografia i podpis pod nią są
w zasięgu wzroku, opis i komentarz przed lub za fotografią, dalej lub bliżej,
poza zasięgiem wzroku.
To wszystko jest przetwarzane
w mózgu w ułamkach sekund a z czytywaniem tekstu w ciągu kilku minut. Gdzieś pomiędzy rzutem oka na fotografię a
podpisem i w drodze oczu po tekstach (opisach) mózgi oponentów tracą widzenie
szczegółów, obrazy plączą się ze słowami.
Następuje chaos, nad którym trzeba zapanować, albo podążać wzrokiem i
myślami dalej, gonić. Bo to przecież inne (różne) obszary mózgu i
inne rzeczy rozumienie, następuje obrazów i słów pomieszanie. Tu trzeba chcieć się zatrzymać, znaleźć w
sobie ułamek sekundy na poukładanie myśli.
Trzeba znaleźć chwilę na mnożące się w głowie znaki zapytania, one nie
mogą pozostać bez odpowiedzi, bo ta jest przed oczami. Do aktualnego obrazu trzeba wrócić, bywa,
że trzeba się cofnąć.
To jest postrzeganie i jeśli jest
zgodne z sugestią przedstawiającego, nie ma problemu.
Problemem jest pośpiech i
ograniczenia; nabyta wiedza a raczej jej brak. Przecież tego nie ma w książkach. Tu należałoby się zastanowić, rozważyć za
i przeciw. Ale nasz mózg jest leniwy,
korzysta z gotowych szablonów;
- to niemożliwe, to się nie
mieści w głowie,
- tego nie ma w książkach,
- tego jeszcze nikt nie
uznał, nie będę się wygłupiał (narażał środowisku).
Wnioski, to cytat na początku
tekstu. Słuszny, bo to kawałki kamieni
i skał pochodzenia geologicznego, działanie naturalne, fosylizacja.
I nie słuszny, bo te procesy,
to procesy wtórne (następne) na przedmiotach z okresu Homo erectusa i na
przedmiotach wykonanych przez niego samego, na śladach jego działalności. Tego
niuansu nie przedstawiłem przekonująco, nie przedstawiłem dobitnie i „po
oczach”.
Muszę to zrobić po prostu,
jak na prostaka przystało ale też tak, aby nie urazić uczonych. I muszę to zrobić na innych kolejnych znaleziskach. Gdybym to zrobił wracając do poprzednich
znalezisk, to by dopiero było pośmiewisko - niechaj uczeni zrobią to sobie sami. Zbuduję szablony postrzegania typowych
znalezisk. Ja pokażę te ślady po
nowemu i na nowych obiektach, a oni poszukają i odczytają je w starych
znaleziskach – w prezentowanych wcześniej artefaktach, bo te ślady tam są.
I przepraszam, że będę to
robił na starym sprzęcie, oprogramowaniu i oprzyrządowaniu. Nowo nabyty sprzęt; pióra i tablety
graficzne nie zdały się na nic, musiałem przeprosić starą myszkę, odszukać stary,
prosty a darmowy program do edycji zdjęć.
Ale za to muszę bardzo się starać i będę.
Zdałem sobie sprawę, że muszę
skrócić dystans, skrócić drogę impulsów nerwowych w mózgach uczonych kolegów.
Aż strach pomyśleć ile
kilometrów robią impulsy elektryczne w naszych głowach i to w ułamku
sekundy. Przecież impulsy elektryczne (obrazy
obrazów i obrazy liter) z oka muszą przedostać się przez plątaninę połączeń do
tyłu naszej głowy, bo to tam mieści się ośrodek wzroku. Stamtąd rozprzestrzeniają się na wszystkie
strony do ośrodków;
- identyfikujących i
czytających obrazy,
- rozszyfrowujących i
czytających litery i słowa (symbolikę),
- analizujących zapodane
treści i obrazy,
- sumujących wyniki,
wnioskujących, budujących myśli,
- weryfikujących myśli jako
ważne, do zapamiętania lub zbędne,
- aby w konsekwencji
poskładane i przydatne dla życia myśli zapisać fałdami w korze mózgowej. Impulsy szaleją po całym mózgu w tę i z powrotem. Ich droga długa i poplątana, i Nobel należy
się temu, kto to rozsupła.
I to wszystko w ciągu bodajże
18 sekund, bo myśl nie zapamiętana (zapisana) w tym czasie jest tylko chwilowym
a ulotnym wrażeniem. Zostanie wykasowana
z pamięci krótkotrwałej zanim zostanie zapisana w pamięci stałej.
Moim zadaniem będzie więc
zatrzymanie percepcji Czytelnika na ten krótki czas i skupienia uwagi
(koncentracji) nad fotografiami. I
zrobię to przybijając do zdjęć strzałki i odnośniki. Proste to i prymitywne ale może okazać się
skuteczne. Opisy w tekście pozostaną
elementem wtórnym, dla utrwalenia tego, co już zostało w głowach zapamiętane,
jeśli zostało zapisane.
Muszę prezentować działalność
naszego przodka tak, aby Czytelnik oglądał powoli i ze szczegółami, bo ja muszę
zdążyć na czas (18sek.!). Wcale nie
potrzeba się śpieszyć tym bardziej, że szczegółami (śladami działań) można się
delektować, przecież są autentyczne i odkrywcze. Czytelnik też ma prawo do odkrywania
historii a wnioski wcale nie muszą pokrywać się z moimi.
To jest zaproszenie do
wspólnego odkrywania i to może spowodować dyskusję, czego sobie i Wam życzymy.
12.09.2014 Bystrzyca Górna
k.Wlenia Roman Wysocki
Prawa autorskie zastrzeżone.