Na formy cienkie, sposoby.
Jak mnie już znacie, to po odkryciu cienkiego zalepiania
mięsa do gotowania – Kultura Form Cienkich, drążyłem temat dla potwierdzenia
swoich spostrzeżeń. Potrzebowałem więcej
znalezisk dla udowodnienia celowości działań naszego przodka, zilustrowania tych
działań Czytelnikom. Powtarzalność w
pojedynczych przypadkach znalezisk odnalazłem także w innych obozowiskach,
odnalazłem też perfekcję w regulacji temperatur. Bo inne temperatury dotyczyły smażenia jaj, inne
gotowania przetworów roślinnych a inne pieczenia ciast (wypieków) i gotowania
mięs. Zakres tych temperatur od 100 do
250 st.C w komorze grzewczej miał opanowany.
To była regulacja na wylocie komory (z przody) za pomocą płaskiego
kamienia i regulacja dopływu ognia lub spalin z ogniska za pomocą szczeliny,
przesuwania tyłu komory. Tylko takie
miał możliwości i nad temperaturą panował.
I efekty tych działań, stosowania komory grzewczej widoczne są w
znaleziskach wielu siedlisk. To znaczy
też, że komora grzewcza przyjęła się i była stosowana w całym regionie przez setki
tysięcy lat. Mogło to świadczyć o stałym
zamieszkaniu w tym samym czasie.
I świadczyło o OSADNICTWIE, logicznym postępie technologicznym
i ciągłym zamieszkiwaniu regionu aż po nadejście lądolodu.
fot. 1, 2. Podręcznikowy przykład formy cienkiej, mięso gotowane w ognisku. O wypaleniu w ognisku świadczy ciemno brązowy kolor skorupy przesyconej tłuszczem i wypalonej w wysokiej temperaturze. Na dnie muszli widoczne pęknięcia skorupy, to działanie wysokiej temperatury od zewnątrz i wysokiego ciśnienia (parującej wody i wytopionych tłuszczów) od środka formy.
Na fot. górnej z lewej w pełnym świetle widoczne pory, małe dziurki, którymi pod ciśnieniem uchodziła woda i przetopiony tłuszcz. Dlatego w czasie gotowania forma dymiła w ognisku, kiedy przestawała należało ją natychmiast wyjąć. Formy grube należało nakłuwać kolcem albo zaopatrzyć w zawór ale o tym już wiecie.
Już po zastosowaniu ognia zalepiając mięso w wyrobionej
glinie nasz przodek zalepiał je zarówno grubo jak i cienko. Prezentując materiały pozwoliłem sobie nawet
na podział na formy cienkie 3-5 mm dla małych porcji mięsa i formy grube 5-10
mm. dla dużych porcji. Jedne i drugie
były suszone przy ognisku i wypalane (gotowanie mięsa) w ognisku.
Po wynalezieniu komory grzewczej, oblepianie cienkie nie
wymagało już suszenia przed gotowaniem, bo schły w niskiej temperaturze w
komorze. Formy grube dotyczyły dużych i
bardzo dużych porcji nadal były wypalane w ognisku.
Przykłady, z których skorzystałem, ilustrują niezwykłą spostrzegawczość i pomysłowość naszego przodka, tzw. zmysł praktyczny.
Zalepianie mięsa w cienkie plastry gliny nadal było bardzo
pracochłonne ale konieczne w zalepianiu kanciastych porcji mięsa np. plastrów
mięsa. Ale była oszczędność czasu na kształtowaniu
porcji, nie musiał już jej obrzynać, kształtować w obłe porcje.
Obłe porcje mógł oblepiać cienko gliną, obsmarowywać, a co
więcej z kawałków mięsa, z kawałków tłuszczu (łoju) mógł lepić obłe kształty i
obsmarowywać je cienko gliną – to podwójna oszczędność czasu.
Nie było to możliwe przy gotowaniu w formach grubych i
doklejaniu kolejnych plastrów gliny w zalepianiu formy. Zawartość zalepienia musiała trzymać się
„kupy”, całości, była rdzeniem do oblepienia.
Robiąc sznycel (kotlet mielony) formujemy go w dłoniach,
obtaczamy go w jajku i w bułce tartej.
Ostateczny kształt utrwala się w obsmażonej skorupie wyrobu, białka i
panierunek zostają ścięte i spalone na powierzchni. To zjawisko nasz przodek podejrzał przy
pieczeniu wypieków i spieczoną skorupę przeniósł w myślach na gotowanie
mięs. Tylko, że zamiast panierki użył
gliny. Wykorzystał do tego właściwości
mokrej wyrobionej gliny, ta suszyła się w tych temperaturach. Do wypalenia gliny, jak w żarze ogniska nie
dochodziło ale wysuszona warstwa gliny była wystarczająco wytrzymała,
utrzymywała kształt przetworu w czasie gotowania.
Formy grube musiały być suszone przed włożeniem do ogniska,
bo mokra glina w wysokiej temperaturze, w żarze ogniska dostaje porów, pieni
się i traci swe właściwości, bo wchodzi w reakcje z zawartością.
Cienkie formy w niższej temperaturze wysychały, powstawały
pierwsze pory (dziurki) w powłoce, przez które najpierw z mokrej gliny a
później z zawartości uchodziła para wodna, utrzymywane było bezpieczne
ciśnienie w środku. Dlatego w
odróżnieniu od form grubych, formy cienkie należało wkładać do komory „na
mokro” i jest to widoczne w znaleziskach.
We fragmentach form grubych przełomy są zwartymi masami
przesyconej tłuszczem i wypalonej gliny a ich powierzchnie gładkie i bez porów. W znaleziskach form cienkich na
powierzchniach oblepienia widoczne są pory (otworki).
Tak miało być i było, a że przy tej okazji Homo erectus
wymyślił sznycle czyli po naszemu kotlety mielone, to nie moja wina. Tyle tylko, że mięsa nie mielił, zbierał małe
fragmenty surowego mięsa odkrojone przy formowaniu dużych porcji mięsa do
gotowania w formach grubych, w ognisku.
Nic nie mogło się zmarnować, a że smak miał już oinacony (tłum.
zmieniony), to za surowymi skrawkami mięsa nie przepadał.
W tym okresie zanika zwyczaj lepienia porcji tłuszczu do
przechowywania. Obłe, małe porcje
tłuszczu są w obozowiskach rzadkością.
Bo i po co rozbijać cienką skorupkę, skoro jest porcją w opakowaniu samą
w sobie. Wystarczyło ją tylko obrać ze
skorupy jak jajko ale wtedy, kiedy będzie potrzebna do smarowania wypieków lub
do ciasta jako składnik. Co więcej,
można ją było kroić jak jajko w skorupce.
Cienka 1-2 mm twarda warstwa wysuszonej gliny pękała pod naciskiem
ostrza, po odkrojeniu plastra można go było obrać ze skorupy na obwodzie
pozostawiając resztę porcji w skorupie glinianej, w opakowaniu.
Prezentując Czytelnikom porcje mięsa pod różną postacią
zwracałem uwagę na zasklepione (gładkie) przełomy, to ślady cięcia
odłupkiem. Takie same zasklepione ślady
cięcia odnalazłem w porcjach tłuszczu zalepionych w glinie i otwartych ostrzem. Tak jak przedtem w porcjach tłuszczów i sosów
lepionych do przechowywania a następnie struganych do wyrobu ciasta.
Ku nauce.
Trzeba w znaleziskach odróżniać przełomy – ubytki –
powstające naturalnie, od uderzenia a wśród nich rozróżniać stare, ówczesne i
te nowe współczesne. Wśród starych ubytków
rozróżniać te naturalne od uderzeń, od ubytków powstałych przez cięcie
narzędziem. Podpowiem tu; krawędzie
starych ubytków są tępe i pokruszone, to działanie lądolodu
przemieszczającego depozyty na niewielkich odległościach. Ale potrzebna jest do tego wieloletnia
praktyka, opatrzenie w setkach, tysiącach i milionach znalezisk. Trzeba do tego przewalić (przepatrzeć) górę
kamieni. Zwracając Wam uwagę na te
szczegóły, skracam Czytelnikom drogę postrzegania i dochodzenia do właściwych
spostrzeżeń i wniosków.
Rozpoczynając ten II-gi tom ostrzegałem, że będą bardzo
szczegółowe szczegóły. Dotyczące tak
odległych drobiazgów, że świat nauki dotrze tam za kilka lat świetlnych. Ja podaję to Wam gotowe a na tacy czyli monitorze. Prezentując przykłady, wytykam palcem to, na
co należy zwracać uwagę i jak odróżniać jedno od drugiego, ku chwale Homo
erectusa.
Od początku Świata, czyli od momentu, kiedy odkryłem ślady
człowieka pierwotnego na Ziemi Niczyjej, zastanawiałem się, co robił ze
skrawkami surowego mięsa podczas obkrajania (formowania) porcji mięsa do;
- zalepiania w surowej glinie, do przechowania i dojrzewania,
- zalepiania w formie glinianej, do gotowania, formy grube,
bo do zalepiania w formach cienkich właśnie się wyjaśniło –
gotował sznycle.
Przypadek pierwszy, do czasu wynalezienia ognia, tłumaczę
sobie spożywaniem surowych skrawków jako, że wtedy mięsa jeszcze nie
przetwarzał cieplnie.
Ale w przypadku formowania dużych porcji do zalepiania w
formy grube zalepił w wyrobionej glinie nawet najmniejsze skrawki mięsa. Skwarek smażonych luzem, na kamieniu w
ognisku, w znaleziskach nie stwierdziłem.
Lecz nie spożywał ich na surowo, nie wiem jeszcze wszystkiego – to
domena uczonych.
Opisując formy cienkie, zauważyłem wśród znalezisk, że duże
porcje nadal oblepiał w formach grubych.
Takie traktowanie podyktowane było małą wytrzymałością cienkiej warstwy
mokrej gliny. Trudno było manewrować
dużą porcją zalepionego mięsa, tak aby glina nie pękła pod palcami lub na
skutek samoistnego ugięcia pod własnym ciężarem.
fot. 3, 4, 5. Po oblepieniu cienką warstwą gliny przez mazanie, trzeba było włożyć porcję do komory na płycie grzewczej. Po ujęciu porcji w palce zaczął się taniec i chwytanie porcji ze wszystkich stron. Porcja była za duża (za ciężka) a powłoka gliniana za cienka i jeszcze mokra. Na granicy przełomu wgniecenie od palca ale też widać, że tłuszcz nie został przetopiony do końca. Skamieniały tłuszcz nie jest jeszcze krzemieniem; przełom matowy, nieregularny, kolor, tu szary. Ja dowiedziałem się o tym dopiero teraz, Wy już wiecie skąd się biorą różne matowe ni to krzemienie, nie wiadomo co ale też krzemionka - z nie przegotowanych tłuszczów.
fot. 3, 4, 5. Po oblepieniu cienką warstwą gliny przez mazanie, trzeba było włożyć porcję do komory na płycie grzewczej. Po ujęciu porcji w palce zaczął się taniec i chwytanie porcji ze wszystkich stron. Porcja była za duża (za ciężka) a powłoka gliniana za cienka i jeszcze mokra. Na granicy przełomu wgniecenie od palca ale też widać, że tłuszcz nie został przetopiony do końca. Skamieniały tłuszcz nie jest jeszcze krzemieniem; przełom matowy, nieregularny, kolor, tu szary. Ja dowiedziałem się o tym dopiero teraz, Wy już wiecie skąd się biorą różne matowe ni to krzemienie, nie wiadomo co ale też krzemionka - z nie przegotowanych tłuszczów.
Jakiś nieznany mi z imienia i z nazwiska osobnik gatunku Homo
erectus dobrze chciał ale nie chciało mu się zalepiać dużej porcji łoju,
sadła czy surowego tłuszczu jakby tego nie nazywał. Dużą porcję wielkości dwóch pięści (ok.0,40 kG)
obsmarował cienko gliną, grubiej niż zwykle, bo warstwą 2-4 mm. Dopóki trzymał zalepioną porcję w otwartych
dłoniach, wszystko było w porządku. Ale,
żeby ułożyć porcję w gorącej komorze na gorącej płycie grzewczej, trzeba było
ująć porcję palcami i ułożyć w komorze.
I choćby nie wiem jak się starał, to mokra glina pod palcami i ciężar
mięsa spowodowały wgniecenia. Na
szczęście dla sprawcy, glina nie uległa rozerwaniu. Dzięki temu przetopiony tłuszcz nie wypłynął
z formy i nie spalił się na płycie. Tym
razem udało się a dla nas pozostały ślady palców naszego przodka utrwalone na
skorupie glinianej.
Nauka dla niego i postronnych była taka, że porcja do
cienkiego zalepiania nie może być większa od pięści. Tę porcję należało pokroić na dwie lub trzy
mniejsze i zalepiać, i gotować (przetapiać) oddzielnie.
fot. 6, 7, 8. Plaster tłuszczu z dużej porcji tłuszczu z odrobiną mięsa gotowanej w cienkiej powłoce glinianej, krojonej odłupkiem. Kolor porcji od sosu z mięsa.
Na kolejnej fotografii prezentuję przykład właściwej
technologii zalepiania w cienkiej glinie i właściwej wielkości porcji.
Znalezisko jest zaledwie plastrem, fragmentem większej
porcji ale jakże bogatym w informacje.
Pierwszą informacją jest wielkość i kształt porcji – ta
wielkość, to wielkość pięści ok. 0,20 kG (największa z możliwych) a jej kształt
obły, jajowaty. Bardzo cienkie
oblepienie ok. 1-2 mm.
Drugą informacją jest fakt, że spłaszczenie spodu porcji powstało
przy układaniu porcji na płycie i tam widoczne są pory po wrzącej wodzie i
parze uchodzącej z porcji (od spodu w kontakcie z gorącą płytą). Te pory od spodu znacie już z wielu znalezisk
gotowanego mięsa, tłuszczów i wypieków (nawet w jajecznicy!), to trzecia
informacja bo o gotowaniu.
Po przetopieniu i ostygnięciu tłuszczu, forma nie była rozbijana
a tłuszcz ugniatany do przechowania jak poprzednio. Czwartą informacją jest to, że porcja była
cięta wraz z gliną, odłupkiem były krojone kolejne plastry, porcje tłuszczu do zastosowania. A skorupa była obrywana na obwodzie plastrów,
glina nie była już do niczego potrzebna.
Reszta porcji przetopionego tłuszczu pozostawała w skorupie
glinianej we własnym opakowaniu. Czyli
kolejna informacja o zmianie dotychczasowego sposobu przechowywania
przetopionych tłuszczów.
fot. 9 - 13. Inne przykłady porcji tłuszczów lub mięs gotowanych w formach cienkich wykonanych przez obsmarowanie gliną. Jak zauważycie można było obsmarować różne kształty bez kształtowania porcji. Jedna z porcji to nie przegotowany tłuszcz, już wiecie która. Ostatnia porcja w powłoce glinianej wysuszonej i przypalonej od góry, od strumienia spalin u góry komory.
Tu nadarza mi się okazja do zwrócenia Waszej uwagi na
pokrycie krzemieni.
Te naturalne występujące w przyrodzie pokryte są cienką do
kilku milimetrów warstwą węglanów wapnia.
Z reguły warstwą kredy. I choćby
nie wiem ile razy je mył, to po wysuszeniu i tak będą brudzić dłonie na biało,
białym pyłem.
Krzemienie, które pochodzą z przetopienia tłuszczów w
komorze, pokryte są białymi, beżowymi lub jasno brązowymi powłokami z
gliny. Rąk nie brudzą, bo mokra glina po
wysuszeniu w komorze grzewczej w temp. 150-250 st. C jest wystarczająco twarda
i scalona, nie pyli się i nie brudzi. Na
powierzchni widoczne są też zagniecenia przy lepieniu a nawet wgniecenia gliny,
odciski palców (nie mylić z odciskami linii papilarnych, bo te nie zachowały
się) i pory (dziurki) od uchodzącej w procesie gotowania pary wodnej. Często kolor tej powłoki uzależniony jest od
temperatury, grubości i tego, czy tłuszcze przeniknęły, przesyciły glinę - z
reguły był to biały kaolin. Takich
śladów na powłokach krzemieni naturalnych nie znajdziecie.
Pisząc z reguły, mam na myśli powtarzalność w
znaleziskach. Powtarzalność, to reguła.
Regułą na Ziemi Niczyjej są też gołe krzemienie, bez żadnej
powłoki. To tłuszcze przetopione w
różnych okresach pobytu Homo erectusa.
Jak już wiecie były lepione w obłe porcje, zlepiane razem lub wylewane
na ziemię, gdy były niesmaczne lub niepotrzebne. Że nie wspomnę o wypadkach przy pracy, kiedy
to tłuszcz wylał się podczas rozbijania formy albo forma pękła w ognisku.
(moja) Historia Ludzkości zna takie przypadki i mam na to
dowody (znaleziska), takie krzemienie - rozlane lub wylane porcje tłuszczów lub
sosów.
fot. 14, 15. Porcja słoniny w oblepieniu gliną przez zanurzanie. Naliczyłem 4-5 warstw o grubości 0,5-1 mm. Z lewej w odłupaniu widoczny szary matowy przełom, dlaczego?
Mam ja w swoich zbiorach połeć (porcję)
słoniny pokrywanej kolejnymi cienkimi warstwami gliny – pokrywanej przez
zamoczenie w rozpuszczonej w wodzie glinie.
Każdy, kto malował ongiś ściany farbami kredowymi wie, że
ścianę trzeba odtłuścić a nie raz to i zagruntować. Tłuszcz za farbą nie przepada i każde kolejne
maźnięcie pędzlem powoduje starcie poprzedniej warstwy. A słonina to tłuszcz zwierzęcy w najczystszej
(naturalnej) postaci. Połeć musiał być
zanurzony i wyjęty do podsuszenia pierwszych drobinek gliny uczepionych tłustej
powierzchni, to podkład. Dopiero po
wysuszeniu można było zanurzać i nakładać następne warstwy a kolejne suszyć. Nakładanie rzadkiej gliny dłonią (mazanie) na
nic się nie zdało, bo ścierało poprzednie warstwy.
Zastanawiająca ciekawostka.
Krzemienie skamieniałe z tłuszczów lub sosów wytapianych w
formach grubych są przeważnie szare w różnych jasnych i ciemnych odcieniach, z
sosów różnej barwy od żółtej po brązową.
To działanie wysokiej temperatury i ciśnienia w środku formy, (efekt spalonego tłuszczu?).
Krzemienie skamieniałe z tłuszczów przetapianych w formach cienkich
przetapiane były oddzielnie, bez mięsa. Ich kolor, to głęboka czerń. To działanie jedynie temperatury i to znacznie
niższej. Ale nie przegotowane mają przełomy matowe i nieregularne, i są szare lub beżowe.
Rzecz niby banalnie prosta ale nasz przodek kombinował na
różne sposoby.
Przy gotowaniu mięsa i wytapianiu tłuszczów w formach cienkich,
nie było takich ścisłych wymogów, jak przy oklejaniu form grubych plastrami wyrobionej
gliny, bo i temperatury i ciśnienia były dużo niższe.
Nie było kanonów ani dyscypliny, była dowolność a liczył się
smaczny wynik.
W głowie Homo erectusa i w jego otoczeniu było miejsce
na własną pomysłowość i indywidualizm.
NIE POTRZEBOWAŁ NICZYJEJ APROBATY!
Foto autor s. hab. Roman Wysocki
19.12.2015 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.