Jajecznica na czarno, bez boczku.
fot. 1. Jajecznica (nie skamieniała) w kawałkach, widok z góry;
1 - fragment duży, przełamany poziomo.
2 - fragment, porcja odkrojona odłupkiem.
3 - mały fragment, coś się ulało (?).
Przez lata odkrywając Ziemię Niczyją zastanawiałem się, czy
nasz przodek miał do czynienia z drobiem.
Oczywiście mam na myśli ptactwo jako takie a na ząb. Skrzętnie odkładałem na boku znaleziska; skamieniałe
fragmenty (porcje) białego mięsa. I
uważni Czytelnicy zauważyli, że jedną z tych porcji opisałem i opublikowałem
nic nie mówiąc o jej ptasim pochodzeniu.
Porcję opisywałem w eseju „Góra mięsa” ale ten kęs wielkością swoją
setki razy przekracza kęs z piersi kurczaka nadziany na widelec i podnoszony do
ust.
Od wieków moją głowę drążyła myśl o drapieżnym ptaku na
kształt i podobieństwo strusia albo kazuara.
Znacznie większego od niego z masywnym dziobem, zdolnym kilkoma
dziobnięciami do rozłupania czaszki człowieka.
Mam oczywiście na myśli wymarłego za przyczyną Homo
erectusa potomka dinozaurów z rodziny olbrzymich nielotów dochodzących w
postaci dorosłej do 3 metrów i wagi kilkuset kilogramów. I już to wiecie, jaki drób miałem na myśli. Bo ptasi drobiazg miał pod ręką w dżungli i
na sawannach, polował i spożywał go ze smakiem.
Świadomie piszę, że za jego to przyczyną, bo zarówno jeden
jak drugi współzawodniczyli w walce o pożywienie i potykali się oko w oko, i to
z różnym rezultatem. Człowiek w samotnym
spotkaniu nie miał większych szans a już na pewno w spotkaniu z kilkoma
osobnikami. Ale w grupie i z
wykorzystaniem przebiegłości, podstępem, mógł odciągnąć rodziców od młodych lub
od gniazda z jajami. Bo nie chodziło
tylko o zabicie przedstawiciela konkurencyjnego i niebezpiecznego gatunku. Chodziło o przerwanie reprodukcji kolejnych
pokoleń, zabezpieczenie przeżycia własnych.
Ekologia i wymierające gatunki nie były wtedy w modzie, w modzie było
przeżycie naszego przodka i jego potomstwa do dnia następnego. Porywanie jaj było dla niego niebezpiecznym
ale pożywnym zajęciem.
Zima, wiosna i lato tego roku były ubogie w wodę, naszła się
susza. Ziemia pod uprawami stwardniała
na kamień. Rolnicy czekają na deszcz,
żeby ruszyć ją lemieszami. Jednakowoż
ja, mając odsłonięte i dostępne miejsca podmokłe postanowiłem skorzystać z
okazji i przepatrzeć je. To miejsca,
dziś suche ale za czasów naszego przodka to miejsca, z których wybijała
woda. Źródła wody w siedliskach Homo
erectusa, których nasz przodek miał nawet po kilka. Jak wspominałem w książce, poza wodą do celów
sanitarnych i technologicznych nasz przodek musiał mieć dostęp do wody czystej
(pitnej) i miał.
W takich warunkach idąc drogą wzbija się tumany kurzu (pyłu)
a i na polu wszystko jest nim obsypane.
Jak okiem sięgnąć rżysko po zbiorach, pole usiane kamieniami
przysypanymi pyłem. Żadnych różnic,
każdy kamień trzeba podnieść, obetrzeć a po obejrzeniu odrzucić.
Podniosłem, przetarłem – kawałek opony, pomyślałem.
Ale zanim wyrzuciłem zważyłem w dłoni, był kilka razy lżejszy
od opony a powierzchnia cała w bąblach nie wskazywała na sparciałą gumę, wrzuciłem
do torby.
fot. 2 i 3. Porcja 2 odcięta z obu stron odłupkiem. Powierzchnie cięte gładkie i zasklepione tak jak cięte mięsa.
W domu.
Na obtartej powierzchni bocznej zauważyłem gładkie
zasklepione cięcie odłupkiem charakterystyczne dla ciętych mięs i struganych
tłuszczów. W czasie wstępnego
oczyszczania z ziemi na sucho i penetrowania dłubakiem spienionej powierzchni,
ze szczelin dobiegł do mnie zapach asfaltu.
Wtedy otworzyła się przepaść mojej pamięci – bo smaki i
zapachy zapadają głęboko w naszą pamięć, są NAJBARDZIEJSZE (zawsze chciałem
użyć tego słowa ale nie było okazji!).
Patrzę ja i oczom nie wierzę! Jajecznica z ognia zdjęta! Palce lizać, tylko ten kolor wcale apetyczny nie
jest.
Ale jaja! Tego
jeszcze nie było, bo nikt na świecie nie widział czarnego białka.
Namawiam, przyglądajcie się fotografiom uważnie, bo tego nikt
Wam nie pokaże. Jajecznicą z ognia
zdjętą Homo erectus nie tylko mnie zaskoczył!
fot. 4. Fragment 3 z góry z widokiem, zbliżeniem na spienioną powierzchnię. Niektóre bąble jasne. Część białka ulała się podczas wylewania na płytę, ten mały fragment spieniony w całej objętości.
Smażenie jajecznicy zaczynam zazwyczaj od przetopienia
smalcu na patelni, dobrze rozgrzany tłuszcz pryska po oczach. To woda odparowuje gwałtownie, wraz z
cząsteczkami tłuszczu w podskokach ucieka z patelni. Zdarza się to także ze skwarkami boczku,
jeśli mam. Wyskakują pod sufit od wody,
którą są napompowane w drodze do konsumenta.
Od spodu jajecznica spieczona jest jak trzeba, u mnie na
patelni po minucie zaczyna się przypalać, tu na zdjęciu czarna, to i nie
widać. Ale spłaszczone od spodu bąbelki
to nic innego jak uchodząca (odparowująca) gwałtownie woda.
fot. 5. Przełom naturalny największego fragmentu 1. Po złożeniu widoczny przełom naturalny, nieregularny a struktura powierzchni matowa. Części złożone do zdjęcia spodami. Patrząc od środka na boki widoczne ściśnięte warstwy, przypalone bąble, dalej na boki grube warstwy ściętego białka a na zewnątrz po bokach spienione luźne bąble.
To znacie już z moich skamieniałości, z porcji gotowanego
mięsa, od spodu dziurki od buchającej ze środka pary. Mięso gotowane w formie glinianej a otwarte
zaraz po wyjęciu z żaru ogniska jest galaretą, całe pokryte jest dziurkami,
porami po buchającej parze wodnej pod dużym ciśnieniem. Po otwarciu formy następuje gwałtowne
rozprężenie ciśnienia w środku (w wysokiej temperaturze).
fot. 6. Widok porcji 1, fragmentu w widoku ogólnym od spodu na warstwę spieczoną od płyty grzewczej.
W moim znalezisku grubość sparzonej od spodu spienionej
warstwy wynosi od 0 do 5 mm. Powyżej gruba
od 1 do 3 cm jednolita zwarta warstwa czarnej masy, miejscami widać nawet
dolewkę (podwójna warstwa). W moim
praktycznym przykładzie z kurzym owocem jest to cienka warstwa 2-5 mm zwartego
(ściętego) białka, po którym na wierzchu pływa ciekłe jeszcze białko. Dlatego trzeba jajecznicę pomieszać, aby całe
białko się ścięło.
Wierzch znaleziska to skotłowana warstwa bąbli kulistych jak
na bąble przystało. Warstwa bąbli
pokrywa nieregularnie wszystkie kawałki, fragmenty znaleziska. Skąd to licho się wzięło?
Od temperatury a temperatura od grzania w komorze, a dokładniej
od gorących spalin przepływających pod pułapem komory. Komora ot i przyczyna. W komorze nie trzeba było jajecznicy mieszać,
aby cała wierzchnia warstwa białka się ścięła.
Było tak gorąco, że na samym wierzchu uciekająca para wodna tworzyła
pęcherze (bąble).
Zawartość jaja wylana na gorącą płytę kamienną ścinała się,
bąble pękały i ugniatały pod ciężarem całej masy. Bąble powstające z odparowującej wody na
powierzchni swobodnej (od góry) pozostawały na tej powierzchni w naturalnym
kształcie i wielkościach.
Znalezisko jest kruche, bąble odrywały się podczas czyszczenia
preparatu. Największy kawałek przełamał
się w torbie pod przypadkowym naciskiem.
Ale jajecznica była jak trza i smakowała, bo była dzielona odłupkiem na
porcje do zjedzenia. I jest to widoczne
w znalezisku, widoczne są różnice pomiędzy współczesnym (muszlowym) przełomem a
cięciem porcji odłupkiem.
I jeszcze jedno spostrzeżenie – znalezisko, jajecznica, nie
jest kamieniem, była smażona bez tłuszczu.
Jest kawałkiem asfaltu zmęczonym przez erozje, z którego przez setki
tysięcy lat odparowywały płyny i substancje lotne. Dziś jajecznicę Homo erectusa można
roztopić i łatać nią drogi.
Podczas mycia preparat nie tonie, zanurzony w wodzie
utrzymuje się w 20% na powierzchni, to bąble z zamkniętym powietrzem nie
pozwalają mu zatonąć.
Niedowiarkom zalecam wrzucenie jajka do mikrofali,
jednakowoż bez skorupy, aby nie było wybuchu i czyszczenia wnętrza.
fot. 7. Zbliżenie na fragment jajecznicy od spodu, na bąble spłaszczone i przypalone pod ciężarem masy.
Nadszedł czas na początek tej opowieści.
Na Ziemi Niczyjej zamieszkałem 12 lat temu. Zamieszkałem w walącej się chałupie, przez
którą przepływał mały strumień.
Pomijając drenowanie chałupy w środku i na zewnątrz, wypędzanie wody,
musiałem ogarnąć przeciekający dach, zalewane wnętrze i ujścia wody do właściwego
strumienia przed domem. Wśród tych
czynności usuwałem z szopy zmagazynowaną tam i przegniłą latami słomę. Kiedy dochodziłem do końca roboty znalazłem jajko
utknięte w słomie.
Jajko było otwarte, jakby ktoś w skorupce wybił dziurkę
średnicy prawie centymetra. Rzecz jasna,
jako człek ciekawy świata, zaglądnąłem do środka a ostrożnie, żeby jaki
siarkowodór mnię nie zabił. Prawie po
krawędź otworu wypełnione było czarną masą.
Ktoś komuś zrobił kawał i wlał do jaja smoły, tak to wyglądało i tak
wtedy myślałem. Smoła wyschła, zastygła
i tak pozostała na zawsze czyli na lat kilka, może kilkanaście.
I ten zapach asfaltu, który schował się głęboko w rozumie. Nie napisałem o tym na początku eseju, bo pierwotnie
to wcale nie była smoła (?). To było
białko kurze a po latach, to był asfalt, a czym różni się jedno od drugiego,
pozostawiam Wam do wyjaśnienia. To było
czyste białko rozłożone przez kilka, kilkanaście lat w warunkach naturalnych
przy dostępie powietrza.
Podpowiedź; asfalt jest produktem naturalnym i historycznym,
smoła jest produktem sztucznym i współczesnym.
Bo Natura zmienną jest a my widzimy tylko to, co nam pokaże
w danej chwili.
Pokazuje nam swoje oblicze, swój stan skupienia, kolor, smak
i zapach w chwili, gdy na nią patrzymy lub badamy. Przeszłość – historię konkretnego znaleziska
- trzeba odkrywać (odczytywać) samemu.
Ale odkrycie ściętego białka w tej najczystszej i
prehistorycznej postaci, każe mi myśleć o jego zastosowaniach w przetworach Homo
erectusa (w wypiekach) i obecności białka w postaci asfaltu, w kamieniach.
Szykuje się kolejny przewrót w geologii.
Obejdzie się bez spektrometrów i bez łaski uczonych. Do tego wystarczą pliki i kamienie dobrze (właściwie)
poukładane w głowie, bo z nich to wszystko wynika. Bo kamienie mówią same za siebie i za
uczonych.
Zapowiadam bardzo ciekawy i bardzo mądry ciąg dalszy. Nie każdy uczony to wytrzyma.
Aktualizacja 02.10.2015 dla tych, którym się wydaje, że to kawałek asfaltu z ulicy.
fot. 8, 9 ,10. Powiększenia na jasne fragmenty na powierzchni, tam jasnobrązowe i białe pęcherze.
Foto autor s. hab. Roman Wysocki
08.09.2015 Bystrzyca k.Wlenia.
Prawa autorskie zastrzeżone.