Na opak.
O-13, Okres V.
I szczęście to i
nieszczęście.
fot. 1. Skamieniała trójkątna porcja mięsa zalepiona w glinie;
1 - ubytek współczesny,
2 - boki oszlifowane przez lądolód.
Przyszła kolejna jedenasta wiosna poszukiwań i jedenaste żniwa. Bo tylko na wiosnę udaje się zobaczyć, co wyszło spod upraw a do kwietnia, bo do wzrostu nowych zasiewów trzeba to wyzbierać.
1 - ubytek współczesny,
2 - boki oszlifowane przez lądolód.
Przyszła kolejna jedenasta wiosna poszukiwań i jedenaste żniwa. Bo tylko na wiosnę udaje się zobaczyć, co wyszło spod upraw a do kwietnia, bo do wzrostu nowych zasiewów trzeba to wyzbierać.
Już schodząc z szosy na
skraju ornego pola zauważyłem kawałki wyrobionej i skamieniałej gliny. Uśmiechały się do mnie to i nazbierałem, zajęło
to dni kilka. I wcale nie potrzebowałem
odłamków krzemienia, aby zlokalizować małe siedlisko pojedynczej rodziny Homo
erectusa. Siedlisko, zapewne z
szałasem, zlokalizowane było ok. 200 m. od bardzo dużego i odwiecznego
siedliska (obozowiska) położonego na równinie zamkniętej wąwozem i strumieniem
wypływającym z Akacjowej Oazy.
Znajomość tematu, opatrzenie
w materiale premiuje poszukiwaczy.
Zbierałem na temat do „Przewodnika”, zbierałem artefakty na temat mięsa
gotowanego w glinie. Opisując naszego
przodka w książce w cyklu „Jak Homo erectus” garnki lepił” prezentowałem
skamieniałą surową glinę, skamieniałą wyrobioną glinę i glinę ukształtowaną na
plastry do wylepiania formy oraz wyprażone w ogniu fragmenty (odłamki) form. Prezentowałem też ugotowane porcje mięsa,
także te przypalone lub spalone. W moim
przekazie brakowało mi artefaktów, brakowało mi gotowanego mięsa zalepionego w
glinie czyli w formie.
fot. 2. We współczesnym ubytku widoczny plaster mięsa oblepiony cienko gliną.
Uwaga, mięso jest surowe a glina nie wysuszona, całość skamieniała zanim została ugotowana.
W tytule eseju zwróciłem uwagę Czytelników, że wszystko było na opak. Miałem na myśli zróżnicowanie, z którym spotkałem się w tym obozowisku.
Uwaga, mięso jest surowe a glina nie wysuszona, całość skamieniała zanim została ugotowana.
W tytule eseju zwróciłem uwagę Czytelników, że wszystko było na opak. Miałem na myśli zróżnicowanie, z którym spotkałem się w tym obozowisku.
Od najdawniejszych czasów
spotykałem zarówno mięso surowe zalepiane w mokrej i niewyrobionej glinie
(Okres III), jak i gotowane w formach w Okresie IV. Formując mięso do przetworzenia nasz przodek
starał się uzyskać jak najmniejszą powierzchnię zewnętrzną porcji. Ten kształt kulisty, obły i zaokrąglone
krawędzie nadawał odcinając mięso odłupkiem.
Usuwał naddatki kształtu, odkrawał ostre kąty, zaokrąglał, aby
zmniejszyć powierzchnię zewnętrzną porcji. Tak uformowane porcje mięsa grubo, bo nawet do 1 cm. oblepiał plastrami wyrobionej gliny.
W O-13 znajdowałem porcje
gotowanego mięsa o skrajnie dużej powierzchni z nie odciętymi kątami prostymi,
wręcz z uformowanymi czubkami. Bo jak
inaczej rozumieć płaską porcję, plaster mięsa grubości 1,5-2 cm wycięty w kształt
trójkąta lub rombu?
W prostocie swojej muszę to powtarzalne
zróżnicowanie rozumieć jako działanie celowe i przypisać je Okresowi V czyli
Exodusowi. Jest to postęp myśli
technicznej, konsekwencja poprzednich działań i przemyśleń. To było NOWE myślenie i NOWE sposoby działania odpowiednie do zmieniających się warunków.
fot. 3, 4. Boki porcji, glina zeszlifowana przez lądolód, widoczne mięso i oblepienie.
Z pewnością jest to objaw pośpiechu, tak uformowane porcje a zalepione w cienkiej powłoce gliny, gotowały się szybciej. Ale i skuteczność gotowania była wątpliwa, wymagała ciągłego nadzoru przy ognisku, aby porcji nie spalić.
Z pewnością jest to objaw pośpiechu, tak uformowane porcje a zalepione w cienkiej powłoce gliny, gotowały się szybciej. Ale i skuteczność gotowania była wątpliwa, wymagała ciągłego nadzoru przy ognisku, aby porcji nie spalić.
Świadczy to też o perfekcji,
bo tylko doświadczony kucharz mógł podejmować takie ryzyko.
Chyba, że, … gotował w piecu
czyli komorze. A przecież komory w
ognisku budował i stosował do wypieków dużych placków i chleba, do wypieku pieczywa.
Moje przypuszczenia
sprawdziły się, glina z oblepienia po wysuszeniu przy ognisku była jasna lub
biała (kaolin?), po ugotowaniu mięsa w formie w ognisku była przesiąknięta
tłuszczem, była brązowa i niejednokrotnie spalona od bezpośredniego działania
ognia. I to widziałem we fragmentach
znajdowanych przed laty, wziąłem je za odłamki pocisków.
Tymczasem w znaleziskach z O-13 jasna po
gotowaniu glina była przesycona tłuszczem, była przyciemniona ale bez śladów
działania ognia. Miała barwę jasną "porcelanową" lub jasno
brązową. Forma wylepiana była z wyrobionej gliny ale grubość jej ścianek zdumiewała, to 2-4 milimetrowa grubość warstwy gliny! Taka filigranowa forma z porcją mięsa, bez żadnych zaokrągleń nie nadawała się do gotowania w ognisku.
fot. 5. Warstwa tłuszczu, łoju wykrojona z mięsa, zalepiona cienko w glinie i przetopiona w piecu.
Największe zdziwienie wywołała płaska porcja tłuszczu. Plaster grubości 3-10 mm wykrojony z mięsa podczas ćwiartowania, zalepiony w cienkiej warstwie gliny i przetopiony. Odstawał od moich dotychczasowych rozważań – kula, klusek tłuszczu grubo obłożony gliną, to tak ale cienki plaster tłuszczu wykrojony pośród mięśni i oblepiony cienką warstwą gliny? Co to, to nie.
Największe zdziwienie wywołała płaska porcja tłuszczu. Plaster grubości 3-10 mm wykrojony z mięsa podczas ćwiartowania, zalepiony w cienkiej warstwie gliny i przetopiony. Odstawał od moich dotychczasowych rozważań – kula, klusek tłuszczu grubo obłożony gliną, to tak ale cienki plaster tłuszczu wykrojony pośród mięśni i oblepiony cienką warstwą gliny? Co to, to nie.
To mogło się udać tylko w
piecu, bo bez kontaktu z żarem ogniska.
Temat pieca wraca od roku, od czasu uformowanych wypieków ciast i chlebów a pieca jak nie znalazłem, tak i nie znajdę. Jeśli jest, to głęboko pod ziemią, bo to, do czego dotarły metrowe lemiesze, zostało połupane albo rozwleczone po polach.
Temat pieca wraca od roku, od czasu uformowanych wypieków ciast i chlebów a pieca jak nie znalazłem, tak i nie znajdę. Jeśli jest, to głęboko pod ziemią, bo to, do czego dotarły metrowe lemiesze, zostało połupane albo rozwleczone po polach.
fot. 6. Skamieniała, przetopiona porcja tłuszczu, ubytek współczesny.
Na podobne zróżnicowanie zwróciłem już uwagę Czytelników przy krzemieniach, znaleziskach z okolic Lubomierza. Tam, w odróżnieniu od miejscowych znalezisk, tłuszcz nie był ugniatany w kuliste czy obłe małe porcje. W siedliskach Lubomierza tłuszcz po wytopieniu ugniatany był na poprzedniej porcji, był wielowarstwowy i tworzył duże porcje. Zapas tłuszczu gromadzony był w dużych porcjach a nie w wielu małych. To też kwalifikowałem do okresu V.
Na podobne zróżnicowanie zwróciłem już uwagę Czytelników przy krzemieniach, znaleziskach z okolic Lubomierza. Tam, w odróżnieniu od miejscowych znalezisk, tłuszcz nie był ugniatany w kuliste czy obłe małe porcje. W siedliskach Lubomierza tłuszcz po wytopieniu ugniatany był na poprzedniej porcji, był wielowarstwowy i tworzył duże porcje. Zapas tłuszczu gromadzony był w dużych porcjach a nie w wielu małych. To też kwalifikowałem do okresu V.
Mogę sobie na to pozwolić, skoro wymyśliłem Historię Homo erectusa i jego chronologię. W zbiorach mam znaleziska z początków gotowania. Są to eksperymenty naszego przodka z
początków Okresu IV, w czasie 1 mln.-800 tys. lat p.u., kiedy to nasz przodek uczył się gotowania i tylko ja potrafię je zinterpretować.
Tym artykułem dobiję ostatnie
„uczone wiatraki” i niedowiarków. I to
wcale nie ja a nasz przodek, bo nie dość:
- że oblepiał surowe mięso do
przetworzenia „dojrzewania” surową a rozmoczoną gliną, Okres III,
- gotował mięso w formach z
wyrobionej gliny, Okres IV,
- to jeszcze gotował mięso
zalepione w cienkiej glinie w piecu zbudowanym na ognisku, Okres V.
Te wszystkie czynności zalepiania
w glinie miały na celu niedopuszczenie powietrza do mięsa w czasie
przetwarzania czy to na zimno, czy to na gorąco. Miały też zamknąć w środku wszelkie walory
smakowe przetwarzanego mięsa a zatrzymana w środku woda i tłuszcze tworzyły w
gotowaniu smaczny i pożywny sos do dalszego wykorzystania.
Instalując w poprzednim eseju
fotografię „porcelanowego” fragmentu formy, zwiastuna tego tekstu, coś mi
przyszło do głowy.
Skoro nasz przodek gotował w
komorze czyli w niższej temperaturze i mniejszym ciśnieniu, to po co wylepiał
cienkie placki gliny do zalepienia porcji.
Przecież mógł nabrać w dłonie dobrze wymieszaną i wyrobioną ale rzadszą
glinę i wysmarować nią porcję do gotowania.
W następnym eksponacie okazało się, że on to zrobił zanim ja o tym
pomyślałem. Okazało się, że myślał tak
samo jak ja a może na odwrót.
fot. 7. Ja też myślałem, że to naturalny krzemień o powłoce kredowo-wapiennej.
A to przetopiona porcja tłuszczu oblepiona w glinie. Na powierzchni ślady smarowania gliną i wygładzania. "Porcelanowa" powłoka to glina nasączona tłuszczem, wysuszona i skamieniała z całością;
1 - ubytek współczesny, zwarty i grubszy fragment gliny odpadł od uderzenia,
2 - obszar uderzeń i ubytków od lądolodu, głębokość ubytków 2-3 mm.
fot. 8. Widok przełomu od uderzenia lemieszem;1 - prosta, kierunek uderzenia, 2 - ubytek formy, odłupek gliny,
3 - powierzchnia formy wygładzona"na mokro".
Był o krok od lepienia i wypalania naczyń z gliny ale ten problem pozostawię do wykopania potomnym. Bo to, że skrawki mięsa pakował do naczynia ulepionego z wyrobionej gliny i naczynie zalepiał, to ja już wiem. Właśnie tak gotował pyszne kotlety (sznycle) w Okresie IV. Piszę kotlety, bo taki kształt mają te smakołyki.
fot. 9. Porcja obsmarowana cienko wyrobioną gliną i poobijana przez lądolód. Ale wklęsłości pozostają nie ruszone, tu odcisk kciuka "na mokro".
W obozowisku znalazłem też duże porcje gotowanego mięsa, gotowane zapewne w grubych glinianych formach w ognisku, jak w zwyczaju. Były zerodowane i połupane lemieszami, odmienne od wszystkich, które dotychczas spotykałem.
W obozowisku znalazłem też duże porcje gotowanego mięsa, gotowane zapewne w grubych glinianych formach w ognisku, jak w zwyczaju. Były zerodowane i połupane lemieszami, odmienne od wszystkich, które dotychczas spotykałem.
Wyglądały jak rozmoczone i
skamieniałe, rozsypujące się i zupełnie różne od dotychczas znajdowanych a
jednolitych. Jakby krzemionka w gruncie
ich nie dotyczyła. I mogło tak być w
warunkach intensywnych opadów pod działaniem wody destylowanej czyli
deszczówki. Były nią systematycznie
płukane bez udziału krzemionki. To były
porcje gotowanego mięsa, które zgniły zanim skamieniały.
I tak właśnie było, bo w
obozowisku znalazłem wiele małych placuszków wypiekanych z papki pokrytych
czarnymi plamami. To były ślady pleśni a
więc warunków wilgotnych, w których grzyby i pleśni znalazły swoje środowisko
na pożywce (słodkich plackach). Tego też
dotychczas nie spotykałem.
Obozowisko
położone było na stoku uskoku Rząśnicko-Przeździeckiego porośniętego wtedy
gęsto dżunglą. I na skraju tej dżungli
zamieszkała rodzina człowiecza. Nie
poszli dalej na otwartą przestrzeń do wielkiego odwiecznego siedliska, bo
nikogo już tam nie było. Po przodkach pozostało
wielkie śmietnisko, dziś „tort archeologiczny” z okresu 1,6 mln. do 400 tys.
lat p.u.
Zamieszkali w cieniu uskoku i
porastającej go dżungli, na jej skraju w wilgotnych warunkach pośród opadów
deszczu na zmianę z opadami śniegu (350 tys. lat p.u.).
Zapleśniałe placki, rozsypujące
się porcje skamieniałego gotowanego mięsa i rozpękła forma gliniana („COŚ”) wskazują
na to, że nasz przodek zmuszony był do gotowania mięsa i wytapiania tłuszczów w
komorze tak jak pieczywo. Tych
niesprzyjających warunków klimatycznych zmienić nie mógł ale mógł się do nich
dostosować, musiał chronić ognisko przed opadami (zadaszenie?).
I dostosował się ale do
czasu, kiedy przyszło mu ustąpić. Drogę
na wschód i na południe znał a czas był najwyższy. Przez ich tereny łowieckie przechodziły
rodziny i grupy z zachodu i z północy.
Opowiadali, że deszcz i śnieg to jeszcze nic, że nadchodzi Zimne Zło,
uciekali przed nim.
Po nich też pozostały ślady
ich bytności.
foto autor Roman Wysocki
17.05.2015 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.