Obozowisko 14.
O-14, Okres V.
Na wstępie muszę udzielić Wam
rady; zbierajcie wszystkie inne kamienie, inne od pozostałych spotkanych na
drodze. Bo te inne kamienie, to COŚ, co
będzie napędzać Waszą Wyobraźnię i poprowadzi do odkryć.
fot. 1, 2. Każdy, kto na oczy patrzy widzi, że to jest COŚ. Coś małego przylepione do czegoś dużego. I tylko wprawne oko oceni, że są to kawałki formy glinianej przywarte do porcji gotowanego mięsa, całej w sosie z gotowania.
Kiedy kolejnego dnia
doszedłem do pola, zastałem tam olbrzymi ciągnik z agregatem siewnym. Agregat to zestaw kolejnych narzędzi do
uprawy; sprężyny do rozbijania brył po orce, lemiesze do orania płytkich rowków
na nasiona, dysze z nasionami i krążki do wyrównania po zasiewie.
Opisywane siedlisko O-13 było
właśnie obsiewane, traktor jeździł po obwodzie, zataczał kolejne kręgi do
środka działki a ja biegałem po polu uważając na Żelaznego Potwora.
Rozglądając się po polu
zauważyłem kamienie wystające z ziemi o jakieś 100 kroków od tego obozowiska. Porywałem z ziemi kamienie w tumanach kurzu a
z narażeniem życia. Tym sposobem
zdążyłem złapać i podnieść z ziemi kilka znalezisk; rozłupany duży placek
(chleb?) kukurydziany, kluskę tłuszczu w formie i COŚ.
Obozowisko (O-14) okazało się
wąskim kilkumetrowym pasem zabytków rozwleczonych lemieszami na długości
kilkudziesięciu metrów. Musiałem ustąpić
pola maszynie.
W domu oczyściłem COŚ
dłubaniem dentystycznym a umyłem dopiero po kilku dniach. Umyłem to COŚ, kiedy wiedziałem już, co to
jest i byłem pewien, że nie rozsypie się w wodzie.
COŚ okazało się być porcją
ugotowanego mięsa z przylepionymi fragmentami formy, potraktowaną przez
deszcz. Gorąca forma gliniana w żarze
ogniska popękała przy gwałtownym obniżeniu temperatury, po gwałtownym schłodzeniu
przez wodę. Fragmenty popękanej formy
glinianej skamieniały wraz z zawartością, z porcją ugotowanego mięsa. Artefakt to niezwykły, bo przypadkowy ale
gwóźdź programu jak znalazł. A znalazł,
bo szukał latami.
Przy okazji okazało się, że
porcja miała kształt płaski od dołu, obły (wywyższony) od góry a krawędzie nie
poobrzynane. To mi nie pasowało do
szablonu, bo w Okresie III i IV mięso było formowane do przetwarzania. Wszelkie krawędzie porcji mięsa były wtedy
odcinane i formowany był obły kształt. A
to, co trzymałem w dłoni mogło dotyczyć tylko Okresu V.
fot. 3. Skamieniała gotowana porcja mięsa od spodu pokryta sosem 1, w odłupaniach (w ubytkach) 2 widoczne mięso.
W tomie I w eseju „Przypalone
gary” pisałem o zabezpieczeniach dużych form podczas gotowaniu w ognisku. To były otwory wentylacyjne, aby ciśnienie
nie rozsadziło formy, był nawet zawory, które gwizdały na nadzorujących. Bywało, że w żarze ogniska formy wybuchały i pękały
ale pękały miejscowo na duże części, odrywały się od porcji a mięso spalało
się. W opisywanym przypadku, woda lejąca
się na gorącą formę spowodowała gwałtowny skurcz gliny i liczne popękania,
odłamki przywarły do ugotowanej porcji.
Pozostały tam na wieki i skamieniały wraz z mięsem.
W tomie pierwszym
prezentowałem porcje mięsa zalepione w glinie, suszone a nawet wypalane w
ognisku ale w całości, bez wglądu do środka.
Mogłem oczywiście rozbić lub
przeciąć tarczą eksponat ale co to, to nie.
Taki głupi to ja jeszcze nie jestem, zamieniłem się w oczekiwanie i
doczekałem.
Wiedziałem, że kiedyś, w
końcu znajdę i znalazłem.
fot. 4. Fragment długiej nietypowej formy zniszczonej na końcach;
1. - ubytki przy powierzchni formy - jasne
2. - ubytki w głębi ściany formy - ciemne od spalonego tłuszczu.
fot. 5. W tym miejscu forma (glina) nie była dobrze zagnieciona;
1. - w zaznaczonym obszarze nastąpił wybuch tłuszczu, wyrzut gazów na zewnątrz do góry i forma rozpękła się,
2. - gotowany (przetapiany) tłuszcz, który to wybuchł,
3. - w tym miejscu forma pękła, bo glina była dobrze zagnieciona na spojeniu plastrów,
4. - a w tym miejscu forma rozlazła się na spojeniu plastrów gliny.
fot. 6. Drugi koniec formy utrącony współcześnie;
1. - gliniana ścianka formy nasączona spalonym tłuszczem,
2. - w środku porcja przetapianego tłuszczu.
Znalazłem też fragment formy
z przetopioną porcją tłuszczu w środku.
Kawałek podłużny uszkodzony na obu końcach a więc znacznie dłuższy. Nie pasował do reguły, nie był zwarty w
kształcie, ten też wskazywał na Okres V.
Nie poobcinane krawędzie
porcji mięsa (COŚ), długie porcje tłuszczu do przetopienia były świadectwem
innego myślenia, które doprowadziło naszego przodka do pieca.
I tu trzeba mi zastanowić się
nad budową pieca w ognisku. Temperatury
żaru palonego drewna to zakres ok. 300-600 st.C. Stąd i grube ściany form glinianych, które
musiały wytrzymać ten zakres temperatur i wysokiego ciśnienia w środku. Chcąc zmniejszyć zakres temperatur do
ok.150-200 st.C, bo tyle należało się wypiekom placków i pieczywa, należało
zbudować w ognisku komorę do wypieków.
Bo to wypieki a nie mięso miał nasz przodek na myśli.
Długo, bo latami
zastanawiałem się nad kamienną konstrukcją pieca. Po latach doznałem olśnienia – piec do
wypieków i gotowania mięsa stał bezużytecznie w domu. Nie był zbudowany przez Homo erectusa,
był zbudowany dla potrzeb armii niemieckiej w czasach I Rzezi Światowej. Nie był zbudowany dla potrzeb naszego przodka
ale zasady konstrukcji były takie same.
Komora do wypieku ogrzewana była od dołu przez ogień i żar a przez całą
objętość komory przechodziły gorące spaliny (dym).
fot. 7, 8. Bardzo poglądowy fragment odłupanej skamieniałej formy. Na zewnątrz ładna jasna skorupa gliniana a w środku biała "porcelanowa"glina -1 nasączona tłuszczem ale nie spalona. W środku na obwodzie tłuszcz wytopiony z porcji mięsa -2 i sos -3. Jasna glina, to zapowiedź dalszego ciągu w piecu.
Ubytek współczesny więc gdzieś w polu leży utrącona forma z wystającym mięsem.
To wypieki doprowadziły do zastosowania
pieców do przetwarzania (gotowania) mięsa.
Bo jakże tu nie skorzystać z wynalazku, który stosował do wypieków, a którego używamy do dziś.
Spowodowało to zmiany w
przygotowywaniu mięs i tłuszczów do przetworzenia. A zatem także do innego modelowania form glinianych. O czym w kolejnym odcinku seriala.
I jeszcze jedna Eureka. Rozpoczynając cykl „Jak Homo erectus
garnki lepił”, musiałem zatrzymać się na wyrobionej glinie i ulepionych
formach. Nasz przodek musiał te wyroby
suszyć przy ognisku, dopiero po wysuszeniu mógł je włożyć do żaru, do
gotowania. Czas na suszenie formy po
zalepieniu w niej mięsa był zbliżony do czasu gotowania w ognisku. Stosując piec ograniczał temperaturę do
podanego zakresu. Wkładając porcję w
formie do komory nie musiał jej przed tym suszyć. Forma stopniowo nagrzewała się do bezpiecznej
temperatury, woda odparowywała z gliny powoli, forma z mięsem w środku
nagrzewała się stopniowo bez gwałtownego odparowywania wody i pienienia
gliny. Gotowanie mięsa w środku formy
następowało po odparowaniu wody z gliny i jej utwardzeniu. Tym sposobem nasz przodek oszczędzał czas,
który mógł poświęcić na dłubanie w nosie i inne czynności intelektualne a
metafizyczne.
CIEKAWOSTKA !
Przed domem leżą sterty
kamieni. W upalne dni, koty liżą kamienie
ale tylko te wybrane. Sprawdzałem; to
placki i chleby. Znaczy, że koty
uzupełniają sole w organizmie. To koci
dowód na to, że nasz przodek smak soli znał, lubił, pożądał i stosował do woli.
Moje koty sprawiły się lepiej od
aparatury uczonych. Aparatury, której mi
nie udzielili, bo wcale mi jej nie proponowali.
Rzucam pytanie dla całej
klasy (naukowej); skąd Homo erectus miał sól?, skoro na Ziemi Niczyjej
jej nie uświadczy.
Uczeni snują długie wywody,
jak to nasz przodek wyprawiał się na dwu i trzy tygodniowe wyprawy za
krzemieniem, wyprawiał się nawet na 300 km, tak piszą. Ale uczonych przy tym nie było, ustalili tylko
skład chemiczny krzemieni i ich występowanie w odległych złożach.
Guzik, prawda! Nasz przodek był obieżyświatem a krzemień i
sól były bardzo pożądanymi TOWARAMI.
Stąd i mój następny nieuprawniony
wniosek;
Pomiędzy grupami
funkcjonowała wymiana intelektualna i towarowa, wszak Cywilizacja obejmowała
całe Sudety. Artefakty są nieubłaganie powtarzalne i tylko patrzeć, jak w Czechach czy w
Niemczech ktoś znajdzie COŚ.
I do tego ma służyć ten
„Przewodnik”, do penetracji całych Sudetów i dla każdego.
W tej wymianie intelektualnej
i towarowej jawi się erupcja domysłów do rozważenia, bo;
- rzecz to wartość a więc także
towar i własność,
- myśl to prestiż a więc także
pozycja społeczna i hierarchia.
Ale to całkiem wywraca uczone
wiatraki, skoro dla nich nasz przodek był zwierzem.
I co teraz? To nie moja wina, to wszystko przez koty, ja
tylko po nich sprzątam, fuj.
Notacje Centrum.
Dokładnie rok temu powoływałem
wirtualne Centrum, zapraszałem uczonych na całym Świecie do współpracy. Upraszałem się, udostępniałem swoje zbiory do
badań, ekspertyz a nawet do wystaw. To
wszystko na nic i bez żadnego odzewu.
To i bez łaski. Skoro tak, nie będę nikogo uszczęśliwiał na
siłę. Odmawiam wszelkiej współpracy,
skoro ja i tylko ja ponoszę koszty zdrowotne i finansowe tych działań.
http://www.petycjeonline.com/uwolni_homo_erectusa#form
Po liście otwartym do Pani Minister wyrozumiałem, że to jednak jest moja sprawa prywatna. Napisałem nowy rozdział w historii Homo erectusa i nikt Jej tego nie potwierdzi a wszyscy (święci) zaprzeczą. Tym bardziej, żem jest osoba niewykształcona i biedna, bo głupia. Znaczy niegodna pisania na tak poważne tematy, nie spełniam ani ich standardów, ani ich oczekiwań.
Po liście otwartym do Pani Minister wyrozumiałem, że to jednak jest moja sprawa prywatna. Napisałem nowy rozdział w historii Homo erectusa i nikt Jej tego nie potwierdzi a wszyscy (święci) zaprzeczą. Tym bardziej, żem jest osoba niewykształcona i biedna, bo głupia. Znaczy niegodna pisania na tak poważne tematy, nie spełniam ani ich standardów, ani ich oczekiwań.
Lepiej byłoby żebym pisał to,
czego życzyliby sobie uczeni czyli powtarzał ich słowa. Tym sposobem nauka stała by w miejscu i
nikogo nie bolała by głowa.
Czego sobie
i Wam życzymy…
... ale moje będzie na wierzchu(!).
Foto autor Roman Wysocki
16.04.2015 Bystrzyca k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.