Translate

Ślady człowieka.



Ślady człowieka na kościach.

 fot. 1. Otwieranie kości dawało nie tylko swobodny dostęp do szpiku;
1 - fragment do usunięcia,
2 - fragment wyodrębniony na szpikulec, część stawowa kości na trzonek,
- obszar zaznaczony to szlifowany odcinek szpikulca.


fot. 2. Widoczny wyraźnie wyodrębniony materiał na szpikulec u góry, z prawej.
A co ciekawe, na drugim końcu kości też była część stawowa na trzonek i długie odcinki kości na drugi szpikulec.
Zwyczajem uczonych jest podawanie w dziełach bogatej bibliografii.  Notują od dziecka, to co przeczytali, aby bibliografia była jak największa.  Nieraz zastanawiam się na ile ich dzieło jest ich pracą i co właściwie odkryli.
Mając nieszczęście prowadzić pionierskie badania, nie mam się na co powołać a literatury fachowej nie notowałem.  To, co wpadło mi do ręki od dziecka, można policzyć na palcach i dotyczyło tylko literatury popularnonaukowej.  Moje nieszczęście polega na tym, że muszę powoływać się na samego siebie czyli na to, co sam napisałem na stronach książki "Homo erectus - cywilizacja" - http://czarnyroman.blogspot.com
A robię to, ponieważ zostałem dotknięty stwierdzeniem, że w prezentowanych znaleziskach nie ma ani śladu działalności człowieka.  Sugeruje to jakobym całe cykle esejów poświęcone gotowaniu mięsa i wypiekom owocowo-zbożowym, wyssał z palca.  Nie prawda to, bo wyssałem je z kamieni a właściwie to ze śladów jego czynności, które nasz przodek pozostawił podczas przygotowywania owych produktów.  Ślady te pokazane na fotografiach i opisane nie dotarły do adresatów, więc nowy rozdział traktuję palcem po ekranie ich monitorów.
fot. 3. Kość ze złamanym szpikulcem po prawej.

fot. 4.  Widok z boku;
1, 2 - proste przyłożone do powierzchni szlifowanych,
3 - 3, teoretyczna ciągłość kości - szpikulec, ostrze.
Przy tej okazji pokażę Wam i niewiernym widelec a właściwie szpikulec do wyjmowania gorącej porcji mięsa z formy i przytrzymywania jej do konsumpcji.  Duży fragment kości odnóża dużego ssaka rozłupanej i oszlifowanej dla tych potrzeb.  Zastosowanie wymyśliłem, bo taką potrzebę miał nasz przodek po ugotowaniu mięsa w formie.  Gorące, parujące jeszcze mięso było najlepszym przysmakiem przodków.  Po ugotowaniu, po wyjęciu formy z ogniska można było czekać do ostygnięcia formy albo wygarnąć formę na liść lub skórę i rozbić.  Ale gorącego mięsa do ręki wziąć się nie dało. Można było spożywać je z liścia skubiąc sztućcami albo nadziać na widelec i tak było poręcznie.  To było narzędzie pierwszej potrzeby.
fot. 5.  Widok powierzchni (płaszczyzn) szlifowanych 1, 2, 3;
4 - Wcięcia narzędzia, kamienia podczas szlifowania. 

 fot. 6. W tym widoku widoczny karb pomiędzy wcięciami w materiał - 2.
Długo ślęczałem nad znaleziskiem, tak było nietypowe a właściwie nieporęczne z naszego współczesnego widzenia.  Częścią chwytową była część stawowa, zakończenie kości.  Nieistniejąca ale logiczna ciągłość kości była długim ok. 20-to centymetrowym ostrzem szerokości ok. 2 cm i zakończonym szpicem.  Rozszerzenie kości w części chwytowej (stawowej) stanowiło oparcie dla gorącej porcji mięsa zjeżdżającej w dół po ostrzu.
To nietypowe narzędzie było bardzo przemyślane dla tego specjalnego zastosowania ale mogło też być narzędziem kultu.  Takim długim bo ok. 20-to centymetrowym szpikulcem można było zadawać ciosy rannym ofiarom na polowaniu, dobijać rytualnie ciosem prosto w serce.  Do walki widelec się nie nadawał, do tego potrzebne były ciosy z dystansu a więc ciosy oszczepu lub kamieni.

Otwieranie i obróbka kości.
Wykonanie widelca świadczy o zaawansowanej technologii łupania i szlifowania kości.  Łupanie (otwieranie) kości wzdłuż odbywało się na „kowadełku” krzemiennym ułożonym na kowadle kamiennym czyli na dużym płaskim kamieniu.
Uderzenie kamieniem w kość na wierzchu takiego układu narzędzi dawało przewidywalne wyniki.  To były pozostałe po uderzeniu długie odłupki kości, całe odcinki kości z częściami stawowymi na szpikulce i swobodny dostęp do szpiku.  Kość należało ułożyć na kowadełku w miejscu przejścia części stawowej w rurę (w środku?) i tamże uderzyć z góry kamieniem.  To było profesjonalne i powtarzalne otwieranie kości.
Po rozłupaniu kości należało wybrać odpowiednio długi odcinek kości na szpikulec i usunąć siekierą pozostałe fragmenty kości przy części stawowej.  Pozostałe po wyłupaniu nierówne i ostre krawędzie kości należało zeszlifować.  Należało też oszlifować pozostawiony odcinek kości na długości, usunąć ostre krawędzie i uformować ostry czubek.
Wszelkie inne sposoby kończyły się połupaniem kości w drobiazgi w miejscu uderzeń.  Bo zmiażdżyć kość na środku długości każdy głupi potrafi. 
Znowu przyszło na mnie kasowanie obrazów z masowej wyobraźni.  Trza mi skasować widok dzikusa rąbiącego kość i wydłubującego lub wybijającego szpik z wnętrza rury kości.
Homo erectus otwierał kości dla swobodnego dostępu do szpiku ale i dla pozyskania narzędzi między innymi sztućców.  I te narzędzia z kości lub ich odłamków kształtował za pomocą kamieni szlifierskich.  W częściach roboczych nadawał kształty i ostre krawędzie, w częściach chwytowych zaokrąglał i tępił ostre krawędzie.  Wszystko co robił, robił celowo, praktycznie i z rozmysłem.
To też była technologia.  To był ciąg myślowy czynności zmierzający do pozyskania kolejnego narzędzia i z użyciem narzędzi.  Były w tym także zdolności manualne pozwalające pokonać opór materiału.  Bez sprytu w głowie i talentu w ręcach ani rusz.
fot. 7. Ciężka siekiera = "kowadełko".  Powierzchnia dolna płaska do postawienia na sztorc.  U góry krawędź tnąca o dużym kącie ostrza - do cięcia twardych materiałów.

fot. 8.  Widok drugiego boku, widoczny współczesny ubytek u góry z prawej (od uderzenia lemiesza).
fot. 9.  Widok z boku w pozycji roboczej, postawiona na sztorc do otwierania kości.  Na lewym boku widoczny ubytek siekiery.
Nie mogło być inaczej i nasz przodek o tym wiedział.  Musiał to wymyślić, musiał też wymyślić do tego nowe narzędzie nieznane uczonym.  Używał do tego „kowadełek” krzemiennych, nie pisałem o tym jeszcze w tej książce ale wspominałem w bardzo starych publikacjach.  Spotkałem się wtedy z reprymendą, że takiej nazwy nie ma w literaturze fachowej.  Spostrzeżenie słuszne ale uczony z UJ nie zauważył nawet nowego nieznanego uczonym narzędzia krzemiennego.  Nasz przodek wymyślił to narzędzie i cały układ do skutecznego i powtarzalnego łupania kości.  Nazwy narzędzia nie było a ja musiałem wymyślić nazwę zgodną z przeznaczeniem.  Spłaszczenie w części chwytowej pozwalało postawić go na płycie kamiennej na sztorc, ostrzem do góry.  W swoich zbiorach mam kilka egzemplarzy małych „kowadełek” wielkości kilku centymetrów ale ten przekraczał normę i mogę traktować go i jako siekierę trzymaną w dłoni, i jako „kowadełko” stawiane na kowadle (płycie kamiennej).  
Podobny układ opisywałem przed rokiem.  Tamten układ; kowadło kamienne, owoc, płyta kamienna z góry i ciężki kamień do pobijania służyły do powtarzalnego miażdżenia owoców w twardych łupinach.  To były nowe  materiały do przetworzenia, nowe narzędzia i nowe sposoby przetwarzania (obróbki).  Są to nowe technologie, dorobek kultury niematerialnej gatunku Homo erectus.

Przy tej okazji jawi mi się znajomość naszego przodka z kamieniami do szlifowania.  Bo, żeby szlifować kości a drewno w poprzednich odcinkach, trzeba było używać odpowiednich kamieni.  Kamieni odpowiednich kształtem do obrabianej powierzchni, płaskich lub półokrągłych oraz z odpowiednią grubością i twardością ziaren na ich powierzchniach.  I mogło się to odbywać za pomocą niewielkiego kamienia (osełki) trzymanego w dłoni albo poprzez pocieranie kością (materiałem obrabianym) o duży kamień.  Dzisiejszym odpowiednikiem tych narzędzi są kamienie szlifierskie i osełki, i służą do wygładzanie powierzchni, szlifowania naddatków w materiałach twardych oraz do kształtowania ostrych krawędzi tnących narzędzi.
fot. 10.  Łyżka z kości;
1 - ostra krawędź (szlifowana) prowadząca do ostrego szpikulca,
2 - zniszczony erozją szpikulec,
3 - oszlifowane krawędzie w części chwytowej, stępione.
fot. 11.  Widok łyżki z boku;
1 - kierunek szlifowanej ostrej krawędzi,
2 - naturalny kierunek kości, powierzchni naturalnej,
3 - kierunek powierzchni szlifowanej wyznaczającej szpic.
4 - krawędź części chwytowej nie wyrównana ale oszlifowana na okrągło.
Tak mi to przyszło do głowy, bo w moje ręce dostało się niewielkie narzędzie, kolejny sztuciec do pobierania pokarmu.  Fragment oceniony jako odprysk kości, znaleziony przed laty.  Nieczytelny, bo brudny i ubłocony rzuciłem pod płotem, by po latach odkryć w nim łyżkę z ostrym czubkiem.  Nieregularny odłamek kości pozostały z łupania został zagospodarowany czyli zastosowany jako sztuciec.  Ale do tego musiał być oszlifowany w części chwytowej, musiały być zeszlifowane ostre krawędzie po łupaniu.  Musiały też być ukształtowane (zaostrzone) krawędzie i szpic do pobierania pokarmu.  Taki drobiazg poręczniej, łatwiej i wygodniej było szlifować na dużym kamieniu niż szlifować go nawet niewielkim kamieniem (osełką) trzymanym w dłoni.  

A patrzę i opisuję to tak szczegółowo, bo przez połowę poprzedniego życia byłem technologiem i konstruktorem o specjalności obróbka skrawaniem.
Dlatego też, kiedy pani archeolog po liceum ogólnokształcącym i studiach archeologicznych mówi mi, że na żelazie (czyli nie stali), zna się lepiej ode mnie, to ogarnia mnie niemoc chłopska.  Niemoc odbiera mi mowę, nie mam już żadnych argumentów.  Ale podobne przygody kończące się stwierdzeniem; ja wiem lepiej, bo skończyłem studia (i to wcale nie dotyczące tematu) opiszę w jednym z kolejnych esejów na konkretnym przykładzie – esej p.t. „Punkt widzenia”.

A w tym eseju jest jeszcze jeden uczony figiel.  Dotychczas prezentowałem kamienie i ślady na kamieniach, nawet skamieniałe drzewo uczeni mogli ignorować.  Można było generalizować, traktować wszystko jako kawałki skał i działanie geologii.
W tym przypadku Czytelnicy i niewierni stanęli wobec śladów pozostawionych przez naszego przodka na kościach.  Można by je przypisać kosmitom albo krasnoludkom, tylko po co?  Skoro znajduję je w siedliskach Homo erectusa pośród jego „kamieni”.  Jak czuje się samopoczucie niewiernych?

Foto autor                                            Roman Wysocki
27.01.2015 Bystrzyca Górna k.Wlenia
Prawa autorskie zastrzeżone.
czarnyroman@hotmail.com